Wojtek, Marcelibu- nie straszcie
Ale dzisiaj....
Dzisiaj był kolejny słoneczny dzień. Wszystkie wyszły i w domu zapanował błogi spokój. Czasem zaglądałam przez przeszklone drzwi tarasowe, czy koty robią w ogrodzie to, co należy, czyli łażą i ewentualnie się opalają, bo Mić już dostał swój leżak z kocykiem, on lubi.
Łaziły całkiem poprawnie, czyli pół godziny spokoju.
Po tym czasie zaglądam do ogrodu i.....nie ma kotów

Ani jednego w zasięgu wzroku, nigdzie, przepadły, wyszły, zapadły się, nie ma. Full dematerializacja.
Patrzę uważniej i widzę coś wielkiego białego na miciowej jabłonce, z której wyskakuje na dach komórki. I to białe się rusza
I kto to? Kto w moim ogrodzie na mojej ulubionej wszystkich kotów jabłonce????? Biały!!!!!!
A jaki zadowolony! A jakie figury przybiera! Przeciąga się, gimnastykuje, jezioro łabędzie z lewą nogą do tyłu, obrót przez grzbiet, prawa łapa do przodu, przykuc, wyciagnięcie grzbietu, obród, przysiad
Wróciłam po aparat, żeby to uwiecznić, ale Biały uznał wizytę za skończoną, wdzięcznie wyskoczył na dach komórki i zniknął.
A co na to moje koty? Nic! Jak się okazało, nic! Mić nie atakował, bo Biały nie nawiał. Sam też nie został poszkodowany, ma wszystko na miejscu.
Po kilku minutach moje zaczęły wychodzić z ukrycia i pojawiać się w domu. Dużo gadały. Mić dużo zjadł i wyszedł leżeć na tym swoim leżaku aż do popołudnia. Czekał. Może to Biała??????

A tak z pysia, z tych fotek wyżej, jak sądzicie, dziewczynka?