» Nie lut 02, 2014 18:01
Re: Wszystkie koty jamnika Melona VII- ale czy Neigh ma nogi
No, temat wychodzenia kotów mamy obstukany z prawa na lewo, uczyniłyśmy to przy okazji Tigry.
Wariatką nie jestem, wychodzący kot typu piękny buras w okolicy takiej , w jakiej mieszka Neigh albo do dobrze zabezpieczonego ogrodu z siatkami, cudami-niewidami nie pozwalającym przedostać się poza tenże ogród- doooobra.
Kot wypuszczany w bloku na osiedlu albo w centrum miasta, to jest przepraszam-ruska ruletka.
Tak jak kot na 12 piętrze ,na balkonie bez zabezpieczenia. Może zawsze się okazać się ,ze koty jednak nie potrafią jednak latać...
W naszej księgarni bywa pewien przystojny jamnik z niebieskim okiem.
Niestety nie za często pracuje z panem bo po pierwsze uwielbia sikać na wycieraczkę naszą albo apteki na przeciwko a ludzie jacyś mało tolerancyjni są i się wkurzają jak wejdą w siki jamnicze.
A po drugie na widok pewnego zaprzyjaźnionego klienta, który sporo kasy nam zostawia w kasie warczy głucho i pokazuje garnitur świeżo wyczyszczonych zębów. Pan się boi nieco. Osobnik ten posiada bowiem WYŻŁA a jak wiadomo Melon nienawidzi słusznie przedstawicieli tej bogu ducha winnej rasy z pasją godną lepszej sprawy.
Mel uwielbia pełnić służbę w księgarni, zwłaszcza ,że 5 metrów dalej znajduje się spory sklep rzeźniczy i po zakończeniu dnia pracy pan idzie nabyć psu nagrodę- kawałek "wołowego" albo "kurczaczego".
Pies zostaje wtedy sam w księgarni na kilka minut i BARDZO czeka.
Nagroda zostaje złapana w powietrzu i połknięta w całości, bez gryzienia. Bo kto wie, czy pani z rzeźniczego jednak psu nie odbiorą...
Zwykle chodzą do pracy razem latem, bo jakoś tak obaj wolą. Zimą Mel śpi z kotami i mu się nie chce PRACOWAĆ:)
Z pobytem w księgarni zimowym Mela wiąże się pewna historia.
Otóż jakoś tak się złożyło ,że jechaliśmy do rodziny z Melem i Małż psa zabrał z sobą do pracy.
Ja dojechałam tramwajem do nich, mieliśmy zamknąć, wysikać psa i zapakować się do auta aby wyjechać we troje.
Po przyjeździe do Małża wzięłam pełen śmieci księgarnianych worek i wraz z psem poszłam na tyły kamienicy , gdzie jest duży, zadaszony śmietnik dla lokatorów kamienicy. Nasz jest zwykłym kubłem stojącym obok "domku-śmietnika". To było zimą, psa musiałam ubrać i siebie też. Małż coś tam jeszcze księgował w kasie.
Wyszliśmy Mel zaczął węszyć pomiędzy zaparkowanymi samochodami.
Przystanęłam , bo chciałam sprzątnąć ewentualną psią kupę.
Był śnieg, więc dosyć jasno.
Już-już miałam wrzucić do "zewnętrznego" śmietnika worek i zawrócić, kiedy Mel pewnym krokiem wbiegł do tego "domku- śmietnika".
Nie lubię tego miejsca, wiecie- w śródmieściu różne męty się kręcą a takie zadaszenie samo się prosi o wystąpienie w roli miejsca imprez dla fanów tanich trunków.
Wołałam gada a on nic. Za to z śmietnika słyszałam skamlenie i popiskiwanie mojego psa.
Rada nie rada weszłam tedy do środka i poświeciłam komórką.
Pies stał na środku, przestępuje w łapy na łapę a w jednym z rogów na betonie, przykryty jeno kocem śpał bezdomny.
Zadzwoniłam po krótkim namyśle po Małża (cóż- bezdomni bywają pijani i agresywni) i po chwili we dwoje zaczęliśmy budzić pana.
Był pijaniuteńki w sztok.
Jamnik szczekał, my stawiamy bezdomnego na nogi, jakiś lokator wyszedł i się drze ,że wyrzucić za bramę bo bezdomny śmierdział jak nie powiem co.
Słowem -mały armagedon się zrobił.
W końcu pan stanął chwiejnie, zebrał dobytek w reklamówkę i dał się wciągnąć do księgarni.
Małż zadzwonił po Straż Miejską. Ja zrobiłam kubek herbaty.
Co najdziwniejsze Mel strasznie się cieszył na widok pijaczka i się do niego łasił!
Widać lubi pies te klimaty...
Straż przyjechała i po dopiciu herbaty ( w życiu nie czekała TAK BARDZO żeby ktoś skończył coś pić , śmierdział on bowiem niezapomnianie...) zabrała pana do chyba izby wytrzeźwień, bo był pijany jak bela.
Tej nocy mróz był tak ok minus piętnastu stopni...
Mel pana zatem uratował.
Dzielny jamnik z niego, prawda?
Dodam ,że smród z księgarni wietrzył Małż jeszcze ze dwa dni.
Potem podobna przygoda zdarzyła się nam już bez Mela- Małż tym razem zastał śpiącego bezdomnego, znowu była Straż i go zabrali.
W marcu ktoś zamarzł w śmietniku w kamienicy obok.
W tym roku na śmietnikach są kłódki, widać lokatorzy się tego domagali bo przecież ci bezdomni mieli tam też ubikację...
W każdym razie nasza rodzina okrzyknęła Melona jamnikiem-ratownikiem:)
Tylko ta nagła psia miłość do pijaka nieco mnie niepokoi...
Ostatnio edytowano Nie lut 02, 2014 18:06 przez
kotkins, łącznie edytowano 1 raz