Weszłam do sklepu, kupiłam saszetki i cofnęłam się do kici-myslałam,że jest dzika,że odskoczy, jak będę wkładac jedzonko do miski.
Nie tylko nie uciekła, ale zaczeła trzeć łepeczkiem o moje ręce, rzuciła się na jedzenie ,że nawet nie mogłam do końca wyłozyć zawartości.
Głaskałam, ja jak jadła-skóra i kości, drżała z zimna-ewidentnie domowa koteńka, wywalona z domu



Facet sprzedający opodal jajka, powiedział,że pojawiła się jakieś dwa tygodnie temu, czasem dawał jej jako, które pękło-czasem.....

Schyliłam się i juz wiedziałam,że nie moge jej zostawić, bo umrze na takim mrozie, bez schronienia.
Wzięłam ją na ręce-wtuliła się we mnie i tak zaniosłam ją do domu-praca nie zając-poczeka

Zainstalowałam ją w łazience, dałam kuwetę, postawiłam wodę i poszłam do wetki, by kupić środek na ewentualne pchły i robale-wzięłam advocate.
Cały czas w pracy zastanawiałam się, jak znosi zamknięcie, zmianę.
Gdy wróciłam, od razu powitało mnie słodkie mrrru-maleńka leżała spokojnie na szafce w kocim koszu.
Dałam jej chrupek-jadła i jadła i jadła.....
W uszkach świerzb, ale dzisiaj już wetki nie ma-na razie przemyłam uszka i podałam advocate-jutro pójdę z nią do wetki i powalczymy z paskudztwem.
Dałam jej na imie Fanta-tak jakoś od razu to imię wpadło mi do głowy, bo ma fantastyczne futerko-niby bure, ale w delikatny rysunek wężowej skóry




Fanta jest malutka, nie wiem w jakim może być wieku-jutro wetka ja poogląda i zobaczymy co powie-dzisiaj juz miała wystarczająco duzo przezyć.
Jest cichutka, słodka -ideał kota-oczywiście będzie szukać domu, ale najpierw leczenie, odkarmienie,sterylka