Dzisiaj się zawzięłam na Kokosa. Najpierw z ręki dostawał kawałki felixa w galarecie, trochę bał się podchodzić, ale jak plackiem położyłam się na podłodze i byłam "na jego pozimie" to się ośmielił. Jak jadł to zaczęłam delikatnie po głowie go głaskać i tak po malutku podczas całej konsumpcji był głaskany, pod koniec po całym grzbiecie. Dał się za uchem drapać i był baaardzo zdziwiony bo chyba mu to przyjemność sprawiało, pod bródką też dał się smyrnąć. Byłam już podłamana Kokosem, ale po dzisiejszym dniu stwierdzam, że będzie z niego jeszcze nakolankowy kot
