Leży na wznak w przedpokoju i gubi kłaki...
Dziś obcięłam im pazurki.
Fiona kładła mi łapki na ręce.
Leoś troszkę protestował, ale on jest kulturalny i pozwala.
Amelka wyła w niebogłosy ale już się od pewnego czasu nie wyrywa.
Lal też już lepiej- co prawda Małż musi go trzymać za karczek, ale nie szaleje, nie wyrywa się.
Mamy postęp.
Lal jest w ogóle fajnym chłopakiem- znowu zrobiłam dobry ruch decydując się na pozostawienie go u nas.
Futerko ma coraz śliczniejsze, jest łakomczuchem i co najważniejsze - zaprzyjaźnił się z całym Kotkinsowem. Nawet już nie macha łapką na jamnika, co jest heroizmem z jego strony- przecież to jego "pierwszy pies" ...pewnie w życiu.
Podeszli do siebie bez uprzedzeń.
Polubili się bardzo.
Laluszek miał u nas nie być, tak troszkę sobie nie wyobrażam ,że TAK myślałam na początku.
Głupio...
Ach, obcinając pazurki melońskie jeden za bardzo skróciłam...popłynęła krew, pies zapiszczał...dalej już nie cięłam.
Potem pies był ciężko, obłożnie chory, dostał jedzenia na leżąco i w ogóle jest nadal bardzo słaaaaby.
A ja mam potworne wyrzuty sumienia.