jestemy -obadwa , a nawet obacwaj
Kochane, nie pisałam wczoraj, bo wrócilismy dopiero po 20tej i juz nijak nie mogłam zmusić sie do siedzenia w biurze, zawieźliśmy tylko Tulinka i do futer domowych musiałam.
Tyle tytułem wyjasnienia
Rozmowa z prof. Kiełbowiczem, jak każda poprzednia , przebiegała w atmosferze bardzo miłej i przyjaznej, całych przygód wczorajszych nie będę opisywać zanim doszło do spotkania, bo mnie zamordujecie czekając na najważniejsze, zatem w skrócie:
po pierwsze musimy zrobić bezapelacyjnie tomograf i tylko tomograf, maja bardzo dokładny -dwie klatki na milimetr -taka dokładność obrazu , z możliwościa zagęszczenia, koszt to 300zł
Szczerze powiem,że naprawdę prof. obniżył wszelkie koszty maksymalnie, za co jestem ogromnie wdzieczna.
Niestety opcje po badaniu są dwie, czego wcześniej nie wiedziałam: pierwsza i najlepsza dla Tulinka to możliwosc ingerencji chirurgicznej, inaczej operacja, która przywróci mu całkowita sprawność ruchowa i zlikwiduje ból, koszt to 1700zł, zatem o kilkaset złotych niższy od wstępnego, który usłyszałam podczas wizyty w klinice u neurologa. Prof. Kiełbowicz jest "kapitanem" i posiada moc decyzyjną w tym zakresie.
Ta możliwość rozważaliśmy , niestety jest też prawdopodobieństwo ,że jest to sprawa nieoperacyjna, której to kwestii na razie nie chcieliśmy omawiać...

Wówczas oczywiście koszty całkowite zwiazane z Tulinkiem to owe 300zł za tomograf.
Rozliczenie z uczelnią jest następujące: płatnośc musi być dokonana najpóźniej w dniu odbioru kotka-taki jest wymógł naczalstwa. Dla nas to oznacza,że musimy nazbierac na tomograf, potem odbędiz esie badania, a jesli wyjdzie opcja ta, którą ja przyjmuje jako jedyna - czyli operacja, musimy nazbierać na operację, aby sie odbyła.
Tak wyglądają fakty- jesli są jakieś pytania przyjaciól Tulinka- proszę, odpowiem na ile potrafię