Małgosiu, Ty robisz wszystko co możesz, ale to domek Miziaka musi go szukać i to Jemu (domkowi) musi zależeć na jego odnalezieniu. My na odległość możemy tylko kibicować, przekazywać rady, a tych dziewczyny dały bardzo dużo.
Ja mogę tylko napisać to, że jakiś czas temu, do mojej córki, wracającej do domu, podszedł kot, było widać, że wyraźnie domowy. Gosia go zabrała do siebie, zrobiła zdjęcie i rozesłał je do wszystkich poznańskich fundacji z informacją czy ktoś nie szuka kota. I co się okazało, że ten kot był poszukiwany od 6 miesięcy. Zwiał z domu jakieś 3-4 km od ówczesnego mieszkania Gosi. Jego Duża u Gosi zalewała się łzami szczęścia, a koteczek o dziwo po tyli miesiącach się wtulił w nią. Ogłaszali jego zniknięcie w bliższym rejonie, a on przeszedł ruchliwą ulicę i tory kolejowe.
Dużo siły
