Marzy mi się pies. Od dziecka. Ale dopóki mieszkamy wszyscy w kawalerce, mowy być o tym nie może.
Na razie z prawdziwą przyjemnością zauważamy, że Pimpek uczy się naszego rytmu życia. Do niedawna wieczorem musieliśmy go wybawiać niemal do padnięcia, żeby dał nam przespać spokojnie noc. To były jakieś cztery godziny intensywnego rzucania myszy, miotania piórkami i różnych innych zabaw. Teraz już wystarczy parę godzin zabawy, ale rozłożonych w ciągu dnia, żeby Pimpek przespał mniej więcej całą noc. Zdarza mu się kole drugiej w nocy ocknąć się i odbijać od naszych boków w szaleńczej pogoni za myszą, ale to trwa krótko i jednak wkrótce pada spać. Kolejna pobudka jest ok. 5.30, kiedy wstaje do pracy mój TŻ. Nooooo, wtedy kot jest pełen animuszu. Przepełniony nawet. Czyste szaleństwo. Biegi, skoki, polowania, ścigania, kwiki, piski i żądania jeść. Ale potem jest jednak tak uprzejmy, że znowu zasypia i budzimy się już razem o bardziej ludzkiej porze. A Maniasty przez ten czas odpoczywa

No i w nocy śpią już z nami w nogach oba koty. Maniek czasem przychodzi do mnie na poduszkę, co miał w zwyczaju, ale najważniejsze, że w ciągu dnia zalicza u kogoś z nas zwyczajową porcję pieszczochów brzuchem do góry. A to już świadczy o tym, że czuje się bezpiecznie.
Dziś Pimpek zawojował moją Mamę, która wpadła z wizytą. Wlazł jej do torby, na szyję, zabarankował i już ją zdobył na amen
