Luzak jednak trochę tęsknił

W pierwszą noc tłukł się po mieszkaniu, nie mógł sobie miejsca znaleźć. Ale podobno już jest znacznie lepiej i koteczek się odnajduje. Przekonam się prawdopodobnie we wtorek, bo tak jestem umówiona na wizytę.
Luzak został Luzakiem, znaczy że nie ma zmienionego imienia. A książeczkę zdrowia mam dla niego drugą, pierwsza się nie znalazła. Za to znalazła się moja książka. Leżała dumnie na parapecie okna, przysłonięta firanką. Ale ja już się wgryzłam w drugą, więc ta musi poczekać na swoją kolej.
Dzisiaj rano spotkałam się z panem budowlańcem, czyli kierownikiem zamieszania zwanego przebudową. Zakomunikował radośnie, że jak tylko miną zapowiadane przymrozki, czyli pod koniec stycznia przystępujemy do dalszych prac rozbiórkowych, w sensie znika stary garaż. A to oznacza, że po gehennie przedświątecznych remontów nie będę miała 3 miesięcy spokoju i względnego porządku. Rozwalą mi też dotychczasowy taras.
Jak pomyślę, że sama to sobie zrobiłam, że nie musiałam, to jasna krew mnie zalewa.
Dzisiaj o mało nie zabiłam staruszeczki, która wylazła na czerwonym. Kurna, znowu miałabym wgniecenie.