Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Kotka Mirosława P. zaczęła rodzić, nastąpiły komplikacje. Mały kociaczek zaklinował się i nie mógł wyjść na świat. Urodził się martwy. Mirosław P. zwierzęciu nie pomógł, ale wszystko sfilmował. I za to odpowie teraz przed sądem
- Podobnej sprawy na pewno nie mieliśmy, choć oczywiście zajmowaliśmy się przypadkami bicia zwierząt - przyznaje Janusz Syczyński, szef Prokuratury Rejonowej w Radzyniu Podlaskim. - Trudno mi zrozumieć, jaki cel ma ktoś, kto nagrywa akcję porodową zwierzęcia - zauważa.
W poniedziałek na skrzynkę mailową "Gazety Wyborczej" napisał Mirosław R.: "Mam sprawę w sądzie za kocią pizdę! To nie żart! Zapraszam serdecznie wszystkie polskie media na sprawę o kocią cipę! Takiej sprawy w Polsce jeszcze nie było. Jak ją przegapicie to sobie będziecie pluć w brodę do końca Świata i jeden dzień dłużej! [pisownia i składnia oryginalna]". Autor wiadomości nie odpowiedział na naszą prośbę o kontakt.
Ustaliliśmy, że 46-letniego Mirosława R., rolnika z wyższym wykształceniem, radzyńska prokuratura oskarżyła o znęcanie się nad kotką. W przypadku prawomocnego skazania grozi mu od grzywny do dwóch lat więzienia. Początek procesu zaplanowano na 10 grudnia.
Prokurator Syczyński podkreśla, że znęcać się nad zwierzęciem można zarówno przez działanie (bicie), jak i przez zaniechanie udzielania mu pomocy, gdy cierpi.
Zdaniem śledczych w maju tego roku kotka należąca do Mirosława R. zaczęła rodzić. Wystąpiły komplikacje. W drogach rodnych zaklinował się kociaczek. Jak się później okazało, przyszedł na świat martwy. Mirosław R. miał się temu biernie przyglądać. Zamiast ulżyć kotce w bólach, wszystko filmował. "Nie stworzył odpowiednich warunków aseptycznych porodu, nie udzielił pomocy, (...) nie zapewnił kotce dostępu do wody lub mleka" - czytamy w akcie oskarżenia.
Nagranie opublikowane na YouTube przypadkiem znalazła mieszkanka Białogardu (woj. zachodniopomorskie). 2 lipca zbulwersowana tym, co zobaczyła, zgłosiła się na policję ze skopiowanym wideo. Jest ono teraz dowodem w sprawie. Gdy ustalono, że za filmem stoi mieszkaniec Radzynia, sprawę przekazano z Białogardu do lokalnej prokuratury.
- Mirosław R. w swoich wyjaśnieniach nie kwestionował, że był autorem tego nagrania. Stwierdził, że jego zamiarem nie było znęcanie się na kotką, ale filmował poród w celach poglądowo-naukowych - relacjonuje Syczyński.
Katarzyna Mielnik jest lekarzem weterynarii w lecznicy Lubelskiego Animalsa. Uważa, że prokuratura postąpiła słusznie, oskarżając R. - Jeżeli ktoś bierze pod swoje skrzydła zwierzę, to zobowiązuje się o nie dbać. Z porodu nie można robić filmu przyrodniczego, w razie komplikacji trzeba zwierzęciu pomóc i zawieźć je do weterynarza - komentuje.
Użytkownicy przeglądający ten dział: CatnipAnia i 148 gości