PIKUNIA - NIUNIA
zapiski - z hoteliku
Dzień dobry.
Witam wszystkich, którym moje dobro leży na serduszkach.
To ja – Pika, choć wcale nie podoba się mi to imię i nigdy nie wiem, że ktoś mnie woła, bo przecież to nie moje imię.
Tak naprawdę nie wiem jak mam na imię. W ciągu swojego krótkiego, a jednocześnie długiego życia, byłam w tylu miejscach, tylu ludzi mnie wołało, a każdy inaczej, że nawet jeśli kiedykolwiek miałam jakieś imię w prawdziwym domu, to nie pamiętam go.
Zastanawiam się czy to był rzeczywiście prawdziwy dom? Przecież chyba prawdziwy dom i prawdziwa rodzina nie wyrzuciłaby mnie na poniewierkę? Ech! Ludzie…
Chciałabym Wam powiedzieć coś o moim pobycie u Mamy Ingi.
Słyszałam, jak czytała mojemu nowemu Tacie w ilu miejscach byłam w swoim życiu. Dziewięciu lub dziesięciu. Ja nie umiem liczyć, więc nie wiem czy to dużo czy mało, ale wiem, że jest mi bardzo źle z tymi przenoszeniami albo, gdy mieszkam na ulicy, a śpię na wycieraczce. Mama Inga powiedziała, że to za dużo dla stworzenia. Czy jestem stworzeniem? Wydawało się mi, że jestem psem! Czy pies to stworzenie? I czy ludzie to też stworzenia? Czy też są tak przenoszeni albo wyrzucani z domu? Będę musiała się dowiedzieć.
A więc wracając do mojego pobytu w kolejnym nowym miejscu – tu jest fajnie. Na prawdę fajnie! Jest wielkie łóżko z mięciutkim kocem, na którym kimam w dzień, są dywany, które są jak trawa na łące, jest cieplutko, mam jedzonko i smaczki. No i najważniejsze – jestem przytulana i całowana, a Mama Inga mówi do mnie jak do swojej córeczki!
Są jeszcze dwie psie córeczki Mimisia – prawie jak moja bliźniaczka i Birma – zdecydowanie nie mogę porównać jej do bliźniaczki. Nie wiem czego ode mnie chce, ale ciągle mnie obwąchuje i trochę się tego obawiam, chociaż nie warczy na mnie. Mimisia jest zestresowana nieco, że już nie będzie kochaną córeczką, że ja zajmę jej miejsce. Nie! Nie zajmę, ale chciałabym mieć to samo co Mimisia. Być tak samo kochana i mieć swój domek na stałe (najlepiej tu i już nigdzie nie iść). Jest Fido, starutki pudelek. Mama Inga mówi do niego „synuś”. Tak samo mówi do kota Vita. Ależ on jest gaduła. Nie wątpię w to, że jest ukochanym kotem Mamy Ingi. Jeśli Vito nie śpi to albo gada, albo gania się z drugim kotem Dzidkiem, przepięknym, łagodnym, dość płochliwym. Do niego Mama Inga mówi Dzidzio albo Dzidulek, a on się łasi, ale mówi mało, chyba, że jest głodny. Jest jeszcze Merci - kocica bojowa. Wprawdzie boi się Birmy, ale nie pozwala się zastraszyć i wali ją z plaskacza albo z pazura po paszczaku i wtedy Birma się wycofuje.
Ja jeszcze nie umiem się bawić z nimi, chociaż wczoraj znalazłam sporą piłeczkę – podobno nazywa się tenisowa. Udało się mi wtargać ją na łóżko, ale po kocu nie chciała się turlać, więc zostawiłam ją spokoju. Może się namyśli i będzie chciała się pobawić ze mną?
Na spacery chodzimy z Mamą Ingą we trójkę, a z Tatą Piotrem we dwie, Fido idzie osobno, a Birma zawsze wychodzi osobno, bo ona chodzi na dalekie spacery. Jeszcze nie umiemy się dograć, żeby chodzić jakoś równiej i strasznie się plączemy wokół nóg, ale Mama mówi cierpliwie, żebyśmy jej nie okrążały i żeby się wyplątać z naszych smyczy śmiesznie podnosi nogi. Jak taki duży ptak z czerwonymi nogami, który pojawił się w Mielcu wiosną, mieszkał na słupie na takiej okrągłej wycieraczce, którą ozdobił patykami. Potem były na tej wycieraczce takie mniejsze ptaki, a potem ich nie było, bo podobno poleciały poszukać cieplejszego miejsca, a potem mnie zabrano i nie wiem co się tam dzieje.
Ale nie chcę tam wracać!!!! o nie!!! Chcę zostać tu!!!
Moja nowa Mama powiedziała do mnie Niunia. Podoba się mi takie imię. Jest miękkie i cieplutkie.
Chcę być Niunią, więc przychodzę, gdy Mama tak mówi. Na pewno zorientuje się, że podoba się mi to imię.
Mama dużo pracuje w domu. Teraz robi stroiki świąteczne, żeby zarobić troszkę pieniążków na utrzymanie tych zwierzaków, które są u niej już od dawna, ale nie mogą znaleźć domów.
https://www.facebook.com/events/581009055300130/Powiem Wam w tajemnicy, że one wcale się nie martwią, że nikt ich nie chce, ale martwią się, że Mama Inga się martwi. Chciałyby pomóc, ale nie umieją, więc ja proszę te wszystkie dobre osoby, które pomagają mi, żeby poprosiły inne osoby o pomoc dla Mamy Ingi.
Birma bardzo potrzebuje swojej własnej rodziny. Chciałaby zostać tu, ale widzi, ze jest za duża do nas i nie może mieć Mamy Ingi tylko dla siebie. Dlatego jest czasem smutna, czasem zła, ale wie, że powinna mieć swój własny dom bez innych zwierzów. Pomóżcie znaleźć dla niej dobrego człowieka.
Mama Inga dużo do mnie mówi. Opowiada mi bajki o psach i kotach. Znaczy nie tylko mi. Mimisia leży z drugiej strony, Birma leży koło nóg, Fido niedaleko Birmy (ona się na niego strasznie denerwuje, ale pewnie dlatego, że Fido nieładnie pachnie, bo mam mocznicę – nie wiem co to jest, ale trzeba chodzić do lekarza, a zapaszek ze skóry jest bardzo niemiły). Na kolanach leży Vito i patrzy w Mamę Ingę jak w obrazek. Dzidzio na ogół siada na stole naprzeciwko, a Merci wtula się w Tatę Piotra. Ona w ogóle jest córeczką tatusia.
No i Mama opowiada. O Aksonie, który sam się prowadzał na smyczy czyli łapał smycz w buzię i grzecznie szedł na spacer. O tym, jak nie lubił ludzi w mundurach i wrzucił wojskowego do Zalewu Zegrzyńskiego, o patyczkach, które były większe od niego, ale biegł z nimi jak z kością, o jego uwielbieniu dla petard i strzelania, których my się boimy. Opowiada o Kaji – bardzo młodej arlekince, wyrzuconej przed majówką, która była pierwszym prawdziwym bezpłatnym tymczasowiczem, głuchej z powodu potwornego zagrzybienia uszu, która była niezwykle mądra i gdy się Mama ubzdryngoliła w Lolku na Polach Mokotowskich, to Kaja zaprowadziła ją do tramwaju, wyprowadziła z tramwaju, doprowadziła pod drzwi mieszkania i tylko nie potrafiła otworzyć drzwi kluczami. O innych zwierzakach, którym dała schronienie albo o nich czytała. A my słuchamy wtuleni.
Jest dobrze i chciałabym, żeby tak zostało.
Może jutro napiszę znowu coś, jeśli Mama zostawi laptopa na stole, a teraz chcę już spać, żeby potem mieć siłę przytulać się i nie uronić ani jednej ciepłej chwili w tym domu.
Całuję Was wszystkich
Niunia – już nie Pika
4 grudnia 2013
-----------------
ojjjj... napsociłam...
Mama Inga przyszła zmęczona z pracy.
Miała siłę, żeby się ze mną poprzytulać.
Zdjęła skarpeteczki ze zmęczonych nóżek, a ja... zjadłam jedną!
Znaczy nie zjadłam całkiem, ale myślałam, że to taka zabawka do gryziania.
Zanim Mamuńcia zabrała mi ją, już zrobiłam dziurę i Mamuńcia jest smutna.
Dała mi tę dziurawą skarpetkę do zabawy, ale jak Mamuńcia jest smutna, to nie chce się mi żadnej zabawy.
ojjjj... napsociłam...
4 grudnia 2013
--------------
Dzień dobry.
To ja - Pikunia-Niunia.
Fajnie się nazywam - prawda?
Znowu udało się uruchomić laptopa Mamuńci.
Chcę wam powiedzieć, że staram się być grzeczna, choć nie zawsze mi to wychodzi.
Wczoraj toczyłam walkę z tą skarpetką, o której pisałam przedwczoraj.
Wiecie, że ona wcale nie jest łatwym przeciwnikiem? Dziurę udało się zrobić, ale podrzeć się nie dała.
Mamcia się na mnie dziś pogniewała, że ganiam koty. No jak mam nie ganiać, jak one przebiegają tak szybko? Gdy mieszkałam na ulicy, to koty musiałam przeganiać, bo zjadłyby mi zdobyte jedzenie. Teraz będę musiała przyzwyczaić się, że te koty nie zjedzą mi jedzenia i że są miłe. Może nawet zaprzyjaźnimy się? No ale na razie nie umiem powstrzymać się.
Jelitka już zaczynają pracować w miarę regularnie. Wprawdzie nie codziennie, ale co drugi dzień zostawiam konkretny dowód na trawienie. Tyle, że strasznie śmierdzi, więc jak już zrobię, to uciekam szybciutko od tego smrodku.
Jedzenie dostaję regularnie. Na początku nie za bardzo mi smakowało, ale teraz już wcinam. Do jedzonka domieszane jest mięsko z tuńczyka i krewetek, trochę oleju z łososia. No i smaczki. Mmmmm.... królicze uszka, świńskie noski - pycha!!!
Jutro rano pójdę z Mamcią do weterynarii. Inna pani doktor będzie mnie badała, zrobi usg w tym miejscu, gdzie mam bliznę po operacji i pobierze krew. Będzie wiadomo czy jestem zdrowa, czy muszę brać jakieś leki. Na razie dostaję jakieś specyfiki na podniesienie odporności i na bolące stawy.
Dziś jest strasznie silny i zimny wiatr. Ale nie boje się już zimna, bo mam ubranko. To ubranko nosiła Tosia. Wiem, że Tosia nie żyje. Gdy Mamunia o Niej mówi to płacze.
Czy za mną ktoś też tak by zapłakał? Chyba nie... Przecież jestem niczyja.
Chciałabym zostać tu gdzie jestem, ale Mamunia nie ma pieniążków na utrzymanie nas wszystkich. Bardzo się tym martwi, więc na razie jestem niczyja w hoteliku, który być może kiedyś będzie dla mnie prawdziwym domem, jeśli Birma znajdzie swój dom na zawsze.
Całusy wysyłam do wszystkich dobrych ludzików i proszę o pomoc w opłaceniu mojego pobytu i leczenia
Niunia
Warszawa, mikołajkowy dzień
------------------
Mamcia poszła do łazienki wykąpać się, to napiszę Wam coś.
Dziś było fajne popołudnie.
Wszystkie cztery leżałyśmy na kanapie i spałyśmy.
Birma leżała w nogach Mamci. Mimisia leżała wtulona między Birmę a Mamcię, a ja leżałam wtulona w brzuch Mamci. Ja nie spałam tylko tak udawałam, żeby Mamcia mogła spokojnie odpocząć. Leżałam i starałam się zapamiętać na zawsze takie wspaniałe chwile, których chyba nigdy nie przeżyłam albo już ich nie pamiętam.
Zanim zasnęłyśmy znowu próbowałam pokonać skarpetkę. Skubana - chyba jest niezniszczalna?
Potem trochę zdenerwowałam Mamcię, bo znowu ganiałam koty. Co ja mam z tym ganianiem ich? Czy wszystkie psy tak się zachowują? Chyba nie, bo Mimisia i Fido zupełnie nie reagują na bieganie kotów, a nawet pozwalają spać kotom ze sobą.
Muszę wbić sobie do główki, że koty w domu są nietykalne.
Nauczyłam się wskakiwać na kanapę, tak jak Mimisia. Teraz leżymy obie, ale nie przytulamy się. Musimy poznać się nieco bliżej.
Mamcia powiedziała, że nie mam jednego ząbka na przodzie, ale nie pamiętam jak go straciłam.
Trochę się denerwuję jutrzejszą wizytą u pani doktor. Czy pobieranie krwi boli? Czy to usg pomoże mi? Tyle chciałabym wiedzieć!
Dobranoc mikołajkowo
Niunia
-----------
Dzień dobry!!!
Chciałabym napisać, że jak na razie staram się być grzeczna.
Trochę mnie te koty denerwują, ale staram się nie gonić ich, tylko nie zawsze pamiętam o tym.
Dziś znalazłam na trawniku kość. Oczywiście chwyciłam ją, no bo przecież nadal pamiętam, że było różnie, często głodno i chłodno.
Jednak Mamunia powiedziała, że nie wolno jeść świństw z trawnika i poprosiła, żebym zostawiła. Nooo, jak tak ładnie poprosiła, to zostawiłam! W domu dostałam pięknie pachnący kawałek żwacza. Wszyscy dostaliśmy. Mamunia daje wszystkim po równo.
No, może nie do końca, bo koty nie dostają takich fajności jak my - psy, ale też dostają jakieś smaczki.
Trochę strzelają mi stawy. Nic nie mówiłam, bo myślalam, że to przypadek, ale już wczoraj Rodzice rozmawiali o tym (myślą, że nie słyszę - he, he). Pewnie trzeba będzie pójść do lekarza. Dziś rano też mi strzeliło. Aż przysiadłam. Normalnie - było słychać.
Wszystko co dostaję - zjadam, ale kupki zrobić nie mogę. Też Mama z Panią Doktór będą musiały coś wymyślić.
Tak poza tym wszytko w porządku.
Zaprzyjaźniam się z Mimisią, już nawet leżymy koło siebie, chociaż jeszcze się nie przytulamy.
Jestem głaskana i przytulana. Dziś spałam na poduszce Mamuńci przytulona do jej głowy, a Mimisia była przytulona do brzucha.
Mówię Wam - raj! Wreszcie czuję się bezpieczna, chociaż nawyk zostawania przed drzwiami pozostał mi. Jednak Mama mówi "wejdź do domu" i wtedy czuję się ważna, potrzebna i kochana.
Pozdrawiam w poniedziałek 9 grudnia
Pikunia-Niunia
-----------------
Dzień dobry.
To ja - Pikunia-Niunia.
Piszę do Was, żeby powiedzieć, że nic nowego się nie wydarzyło.
Żyjemy spokojnie, wylegujemy się na piernatach, dostajemy pyszności.
Pogoda trochę jest dokuczliwa, bo chłodno i mokro, ale dzielnie chodzimy na spacery, tylko dość szybko chcemy uciekać do ciepłego domku.
Największy problem jest z Mimisią. Ona wcale nie chce chodzić na spacery. Trzeba ją wynosić, a ona i tak się zapiera. Mimisia boi się wszystkiego, spacerów, korytarza, mnie. Najchętniej leżałaby w kąciku kanapy. Ożywia się tylko, gdy jakieś smakowite zapachy zaczynają dochodzić z kuchni. Kuchni ona się nie boi, a ja tak. Nie wiem dlaczego, ale obawiam się wchodzenia do kuchni. Może kojarzy się mi z czymś złym? Nie wiem i nie pamiętam. Na pewno z czasem przemogę tę obawę.
Dostaję jedzonko regularnie i zjadam wszyściutko! Mogłabym jeszcze, ale wtedy byłabym strasznie gruba, a nie powinnam, bo przecież muszę wyleczyć stawy. Na te stawy dostaję arthrovet. Mam nadzieję, że pomoże mi i przestaną strzelać.
Ponieważ Pani doktor powiedziała, że mam za niską odporność, więc dostaję immunodol i biogen.
No i rumen tabs, ale on chyba mi nie pomaga, bo dodatkowo dostaje lactuloze, żeby bebeszki zaczęły mi pracować.
Widzicie ile już wiem?!
Słucham uważnie i uczę się. Tylko jedna nauka mi nie wychodzi - kotomania...
Ganiam koty, a Mamcia się denerwuje. Tłumaczy mi, ja słucham i - na prawdę chcę to zmienić, ale zaraz zapominam, bo mieszkając na ulicy nauczyłam się przeganiać wszystkie zwierzaki, które mogły być konkurencją do jedzenia i tego miejsca, które sobie znalazłam. Bałam się stracić tę ociupinę zdobytą z takim trudem.
Teraz mam bardzo dużo: ciepły dom, jedzenie, leczenie, własną smycz i ubranko po Tosi (czasem wydaje się mi, że w tym ubranku jestem Tosią - najważniejszą psina dla Mamci). Śpię w łóżku na poduszce Mamci i przytulam się do jej głowy. Czuję się bezpieczna i kochana.
Tylko te koty....
pozdrawiam w środę 11 grudnia
--------------------------
Dobry dzień - dzień jak co dzień.
Spokój i cisza.
Chociaż nie jest to taki zwykły dzień - Mamcia jest w domu, bo źle się czuje.
Do tego Birma ma bieganie, bo pożarła mamuńciowy krem. Ale głupol - no nie? Nawet ja wiem, że kremu do twarzy się nie je.
Koty oczywiście nieco mnie denerwują, ale staram się. Już mniej je ganiam, ale nieraz zapominam.
Dziś rano, gdy Birma płakała, że musi szybko wyjść, nie chciało się mi jeść - tak bardzo się przejęłam. Ale Mamcia poprosiła żebym zjadła, więc jej posłuchałam. Birma po powrocie czuła się lepiej, ale podobno pupę jej kłuli. Brrr.... nie jest to miłe, ale mogła nie jeść tego kremu.
Czasem jeszcze mam taki odruch, że chcę przegonić Mimisię, bo to ja chcę się przytulać, ale Mamcia nie pozwala. Każdy musi dostawać po równo.
Wczoraj oglądałam telewizję! Jakieś plamy się ruszają i gadają - śmieszne to jest, ale nie wiem o co chodzi z tą telewizją - tyle, że coś się dzieje.
No i tak miło spędzam czas.
Buziaki ślę w piątek 13 grudnia
Pikunia-Niunia
------------------
Dzień dobry wszystkim 19 grudnia
Chcę powiedzieć wszystkim, że ogólnie jest fajnie.
Wczoraj po południu udało się zrobić kupiszona, ale śmierdział potwornie.
Jedzonko z dodatkami wcinam, nawet zjadłabym więcej, ale nie wolno mi, bo za bardzo bym utyła (jak Mimisia - hi,hi). Te dodatki to lactulose, wita-vet, olej łososiowy, arthrovet, immunodol. Codziennie Mamcia musi ze mną toczyć spory o arthrovet i immunodol, bo nie lubię ich. Gdyby były w płynie - proszę bardzo, ale takie w tabletkach - pfuj! No ale w końcu udaje się mi przełknąć.
Wczoraj Mamcia płakała. Strasznie płakała. Mówiła o Tosi. Jak Ona ją kochała!
Proszę o taki domek, gdzie będą mnie tak mocno kochali!
Chciałam Mamcię pocieszyć, więc położyłam się koło niej na poduszce, a Mimisia w zgięciu nóg. I tak leżałyśmy. Mnie było dobrze. Mimisi chyba też. A Mamcia - jest bardzo smutna.
Fido już prawie nie widzi i traci orientację. Straszny staruszek. Ledwo chodzi. Mamcia martwi się, że trzeba będzie mu pomóc przejść do Psiego Raju. Mówi, że ma nadzieję, że chociaż do wiosny wytrwa.
No i tak powolutku przeżywam każdy dzień.
Ale muszę wam jeszcze o czymś napisać.
Wczoraj poszliśmy do sąsiedniego budynku. Niby taki sam, przechodziliśmy obok niego ileś razy, ale nigdy tam nie wchodziłam. No i wczoraj Mamcia poszła z nami w tamtą stronę i okazało się, że mamy wejść do tego budynku. Zaparłam się i nie chciałam wejść! Bałam się, że to będzie kolejne nowe miejsce, do którego mam pójść.
Na szczęście tylko weszliśmy na chwilę odebrać jakieś papiery.
Dzisiaj, gdy przechodziliśmy obok wejścia do tego budynku, ciągnęłam w drugą stronę. Bałam się, że znów wejdziemy, ale tym razem będę musiała tam zostać. Boję się, że znów zostanę oszukana i porzucona, a przecież pies nie jest rzeczą!
Na szczęście, tylko przechodziliśmy i poszliśmy dalej.
No i tak mijają kolejne dni.
Tylko te koty....
--------------------------
Witam wszystkich.
Znów chciałabym coś napisać, żebyście wiedzieli, że jest dobrze.
Mamcia zostawia laptopa tak, żebym mogła coś do Was napisać.
No więc najpierw napiszę, że jest dobrze.
Rzadko podwijam nóżkę albo kuleję, ale to pewnie dlatego, że robię kupska częściej niż poprzednio. Nie saneczkuję już chyba, że tak jak wczoraj, gdy Mamcia założyła mi ocieplacz zaczepiając o ogonek i to drażniło mi pupkę. Zaraz zdjęła mi to, ale widać nie powinnam mieć żadnych ozdób pod ogonkiem. Zresztą - kto to słyszał o ozdobach pod ogonkiem?
Koty mnie wkurzają! No jakże to tak? Małe, porusza się jak pocisk i pachnie inaczej. Skąd to się takie biorą? Zrobiłabym z nimi porządek, ale Mamcia jest strasznie zła, gdy chcę je pogonić.
Wczorajszy spacer był bardzo fajny. Piękne, cieplusie słoneczko, wiec poszliśmy nieco dalej. Nawet staruszek Fido człapał dzielnie. On już nie widzi i nie słyszy. Ma tylko węch, ale i ten jest coraz słabszy. Dużo śpi. Słyszałam jak Mamcia mówiła do Tatulca, że Fido może odejść niedługo. Najpierw się zdziwiłam - jak to odejść?! Przecież on ledwie chodzi! I gdzie by poszedł z takiego dobrego domu? A potem się okazało, że może odejść gdzieś poza to życie, które znamy. Do Psiego Raju. On może mieć już 17 lat!
Tak w ogóle, to ja dużo słucham. Telewizji już nie oglądam, bo nie nadążam za tym co się dzieje, ale patrzę jak Mamcia robi jakieś dziwne rzeczy. Mamcia umie robić różne rzeczy.
Wczoraj wieczorem leżałam na "swoim" piernacie, na który wskakuję już bez problemu mimo, że to jest wysokość około pół metra (tak powiedziała Mamcia). No więc leżałam sobie i przewalałam się z boku na bok. Dobrze mi było. Piernat jest fajny, bo mogę się tak ukokosić, że nic mnie nie uciska w środku. W końcu tak się przeturlałam, że wpadłam na Mamcię i tak sobie leżałam zadowolona. Przytulacz - to moje drugie imię!
Oczywiście, w nocy śpię w łóżku i nawet już nie uciekam spod kołdry. Wcześniej wydawało się mi, że taka kołdra zamyka mnie w klatce. Teraz już wiem, że jest miękka, cieplutka i nic złego mi nie zrobi.
Mogłabym napisać dużo, ale pies nie powinien patrzeć w monitor. To bardzo szkodzi oczkom, a oczka już nie łzawią. To znaczy coś tam się wydziela, ale nie za dużo.
Wreszcie jestem bezpieczna!!!
23.12.
--------------------
18,00 - 18.05 - wyciskanie pupy z 17.05