Moja Brendzia miała swoją ukochaną myszkę, a właściwie coś, co kiedyś nią było, potem już zupełnie nie przypominało niczego konkretnego.Obrzydliwość, ale Brenda uwielbiała to.To była kotka o złotym serduszku i kiedy Tacia się pojawiła, zestresowana, smutna, Brenda chciała ją jakoś pocieszyć, podchodziła do niej, próbowała się zaprzyjaźnić, ale nic z tego.W końcu pomyślała, że odda jej swój największy skarb, czyli tę zabawkę.Przyniosła ją w pyszczku, rzuciła na fotel obok Taci, ale ta nie doceniła tego gestu.Bardzo to było wzruszające.Duża Brendzi mówi, że ona taka właśnie jest, dobra, kochana, zawsze ustąpi, "matkuje" swojej koleżance, chociaż obie są w tym samym wieku.A Tacia od dawna u OKI, szczęśliwa i wyluzowana.
Tak mi się to przypomniało w związku z "wielopokoleniową " myszką

Widocznie jest w niej to coś i już
Czekam na dobrych wieści ciąg dalszy.....