Z okazji że obiecałam to i dorzucam Wam moi kochani kolejną odsłonę paranoi domowej

Świeżutka, prościutko z krzaczka

ZIMA
Bardzo źle na mnie wpływa oj źle...
Począwszy od faktu ze nie lubię śniegu bo jest zimny mokry i obrzydliwy, na mrozie skończywszy bo jest zimno i zamiast normalnych ubrań nosze coś co jako żywo przypomina worki na kartofle ( tudzież inne płody rolne) jakieś głupawe instrumenty na głowę w postaci czapki, w ogródku nuda nic nie rośnie oprócz zwałów śniegu, w nogi zimno gil w nosie zamarza słowem masakra....
Wczoraj wieczorem doszłam do wniosku ze nie lubię zimy z jeszcze jednego powodu i proszę uprzejmie mi nie mówić że z powodu bolącego ucha miałam haluny bo po jednym Ketonalu to jest fizycznie niemożliwe...
Ad rem;
Jak wiadomo w zimie pali się w piecu. No przynajmniej ja palę, albowiem rzecz nie dotyczy tych co po cwaniacku mieszkają w blokach i maja głęboko wyrąbane na sprawy ciepła bo sezon grzewczy potęgą jest i basta.
Mieszkam w domku. Kotłownię posiadam, nawet jest ona zaopatrzona w okienko. Okienko ma swoje fanaberie i czasami sie nie domyka. Korzysta z tego kocisko o imieniu Artem niekiedy noc spędzając na boilerze miast jak na kota przystało w ciepłym wygodnym łóżeczku. Scena z wczorajszego wieczora. Późne godziny wieczorne , od gadki z kumpelą oderwał mnie ryk rannego mamuta z pietra : KIiiiiiiiiiicia zejdź do pieca bo coś kaloryfery zimne!!!!! *
Zeszłam. Niewiele brakowało żebym odbyła stosunek z ptakiem** bo kapcie mi się ślizgają a schody są strome. Pogrzebałam w piecu, sięgnęłam po łopatkę i wtedy właśnie TO się stało... Mru mru mru mru miauuuu miauuuu miauuuuuu. Artem wskoczył mi na głowę. Jak babcie kocham poczułam się jak Ripely wizytująca opuszczone korytarze bazy kolonistów na LV426.... Żywcem omal się nie sfajdałam w gacie przysięgam. A na mojej głowie śliniąc się obficie w pozycji "na Aliena" siedziało futro wydając astmatyczne odgłosy przygasającego silnika traktora marki Ursus. Mru mru mru mru.... Wiecie jak trudno jest poruszać się po ograniczonej przestrzeni z kotem na głowie? Spróbujcie kiedyś polecam gorąco.
W czym rzecz zapytacie? No bo co dziwnego kot na głowie to w sumie normalka u kogoś kto go posiada...Ano rzecz w tym ze próbowałam kota z głowy zdjąć. Po krótkiej walce udało się posadziłam go na piecu. Spojrzał na mnie mnie okiem wrednym otwarł ryjek i BARDZO WYRAŹNIE ORAZ GŁOŚNO powiedział MAMA. O ludzie.... Ja wiem, ze możecie mi nie wierzyć. Ja wiem ze bolało mnie ucho oraz ręka i mogłam mieć zaburzenia percepcji. Ale sprawdziłam dziś specjalnie, mój kot potrafi mówić
Teraz łazi za mną po całym domu i mamroli pod nosem mama i mama. Noszkur, ta zima wybitnie źle na mnie wpływa przysięgam a nawet się w sumie jeszcze dobrze nie zaczęła przecież.... Czekam na moment kiedy mój osobnik zakontraktowany wróci w domowe pielesze. Ciekawam czy powie do niego TATA i czy nasz wspólny syn będzie zazdrosny?!
Ludzie pomocy ja chce żeby już była wiosna...W razie gdybym znów coś dziwnego usłyszała będę mogła wylecieć z domu i zanurzyć głowę w oczku wodnym...
* Nadmienię iż serio niekiedy nie pamiętam jak mi na chrzcie dali na imię bo odkąd pamiętam nikt ale to literalnie nikt nie mówił do mnie po imieniu, wszyscy mówią Kicia... A nie chce mi się szukać dowodu osobistego

** No wiecie o co chodzi, a ja nie chciałabym się wyrażać, żeby mi ktoś nie zarzucił,żem chamska a chamstwo damie nie przystoi
