Bardzo dziękuję za wszystkie głosy, szans na wygraną niestety nie ma, musiałabym chyba przez tydzień siedzieć przy kompie i agitować we wszystkich możliwych miejscach

.
Dzisiaj mi się ulało... Nadchodzą święta, nadchodzą więc karpie... Stoję przy kasie w supermarkecie, słyszę, że ktoś ustawia się za mną, nagle słyszę spory hałas, automatycznie ja i kasjerka odwracamy głowy. Na podłogę spadła ta tabliczka oddzielająca zakupy jednego klienta od drugiego. Babka stojąca za mną chichocząc mówi " hi hi to nie ja - to karp " zniżam wzrok i co widzę ? Karpia,
żywego zawiniętego chyba w trzy torby foliowe, który rzuca się po tej taśmie... Właścicielka tegoż karpia rozbawiona na maksa, no ubaw na całego - duszący się karpik rozrabia... Odwróciłam się i miałam się nic nie odzywać, ale nie wytrzymałam. Powiedziałam pani, że polecam jej nałożenie sobie kilku worków foliowych na łeb i szczelne zawiązanie ich, a jak będzie się dusić to niech się nie rzuca, a jeśli nie skorzysta to życzę jej żeby w przyszłym życiu urodziła się takim właśnie karpiem. Baba się zapowietrzyła.
Załamuje mnie to. Co roku jest to samo. Dlaczego te karpie nie są zabijane na miejscu, dlaczego żywe są pakowane do foliowych toreb ? Nie pojmuje. Ok ryba to nie człowiek, nie kotek, nie piesek, ale no jak się dusi to na pewno się męczy. Wiem, że karp to tradycja, ja osobiście nigdy karpia nie jadłam i to raczej się nie zmieni, ale w ogóle od jakiś 10lat nie zjadłam niczego mięsnego bo nie lubię i zupełnie nie oczekuję tego od innych, ale pakowanie karpi żywcem do reklamówek nie mieści mi się w głowie.
