koteczekanusi pisze:Spoko. Nic na cito. Będę w weekend w Gdańsku, to sobie zajrzę i na zadupie Gdyni

No chyba że ktoś ma ochotę zajrzeć razem ze mną, żeby skorygować drugimi oczami. I telepatią najlepiej, bo zawsze boję się zwierza oddawać. Pan był miły, mam nadzieję, że nie robił ze mnie głupka odpowiadając przygotowanymi fałszywymi odpowiedziami tylko po to, żeby dostać kota.
Też tak myślę. Znaczy się,że nie robił głupa z ciebie. Ale lepiej sprawdzić. Obawa jednak zawsze będzie tym bardziej, że coraz więcej w necie jest upublicznianyh "złych opiekunów".
A mnie znów dopadło przeziębienie. Dla odmiany czy równowagi teraz lewa strona gardła za(pi,pi,pi...) super mocno.
Taszelek i tatarek też jest. I rwanie w kościach. Wczorajsze zmoczenie chyba mi wylazło w starych kościach. Nie opisywałam po raz kolejny jak z wielkim poświecęniem wyszłam w deszcz lejący niosąc gary bezdomnym

Nie opisywałam jak zeszlajane do kolan spodnie ,pełne piachu i wody spadały mi z chudawych pośladków i z uporem maniaka je przydeptywałam. Sama sobie grożąc kalectwem poupadkowym nie zainwestowałam w pasek jeszcze. A jakoś te wyfiokowane będące w domu kłócą się z tymi portakmi codziennymi. I dziurek mają za mało. A za ładne
som by je niszczyć wybijając otwory. Zresztą Danka by mnie ubiła.
Przyszłam wczoraj mokrusia . Tak mokrusia i ociekająca ,że na klatce musiałam polar i kurtkę zostawić.Zastanawiałam się nad fryzurą bo to wodospad był. Najbardziej ucierpiały moje butki kociary deptające kałuże. Już tylko ja wiem, że kiedyś były ... różowe. Porządne kociary mają fason i niepowtarzalny styl. I różowe paputki są najodpowiedniejsze na ranne wyprawy. Ale życie bucików nie oszczedzało. Potem , z czasem, był na moich nogach modny brudny róż wdziany. A teraz jest tylko brudny but został. I do dziś jeszcze mokre były. Błeee, jakie niefajne uczucie dla stopek.
Kiedyś tam na szybko, w malglinie bólowej, siłą nawyku, wdziałam te paputki w kolorze różu brudnego jadąc migusiem z TZ do szpitala w nocy. Ze mną w roli zachorzałej . Bo superkociary czasem zlegają. Jak TŻ uświadomi sobie w co się ustroiłam to zamarł. Zawisły mu oczka błękitne na moich nogach i zapowietrzył się. Lekarz też zerkał na buciki z pewnym zdziwkiem. I ludzie w poczekalni też mieli na czym oko zawiesić. Tym bardziej byłam widoczna bo cięgiem to kibelka latać musiałam paradując przed wszystkimi. Potem jak zległam drugi raz rozwalając sobie głowę w Boże Narodzenie, to TZ z troską w głosie poprosił
...nie zakładaj tylko tych bucików...