Jezu, minęło pół roku, odkąd nie ma z nami Maniutka...
Miauwa, cierpię nadal okrutnie... Ale nie posądzałam sierściuchów o taką wrażliwość i sprzężenie z bliskimi...
Wydawało mi się, że zwierzęta są pogodzone z okrutnymi decyzjami matki natury... Ot, członek stada się rodzi... Ot, członek stada opuszcza ten świat... Na początku jest może konsternacja, zagubienie, nieme zapytania... Ale w końcu życie stada wraca do normy, bo tak już ten świat jest skonstruowany, wiecie...
Rudolf nadal szuka brata...
Żałosny miauk pod drzwiami wyjściowymi pt.: „Wypuść mnie!”. Oczywiście udostępniam mu dostęp na klatkę schodową. Wychodzi, obwąchuje każde sąsiedzkie drzwi i płacze straszliwie... Za każdym razem... Pod każdymi drzwiami...
A ja, głupia, myślałam, że obecność Mikusia zapełni mu pustkę...
Dobra, wiem, czas...
Mikuś tylko na chwilę odwrócił jego uwagę. Powoli się zaprzyjaźniają. Zaobserwowałam już nieśmiałe całusy...
Ale nikt nie zastąpi Rudolfowi brata bliźniaka. Mi też żaden kocur nie zastąpi Maniutka. Ale staramy się żyć w nowo poukładanym schemacie, tak?
Mikutek jest zarąbistym kocurem i:
1. już dawno go kocham,
2. pięknie jodłuje,
3. wali mnie z piąchy, gdy przegnę,
4. wielbi mnie

5. ja wielbię jego

Rudolf:

dalia pisze:pokaż dziobaka z biedronki
Mam misję z aparatem zatem...
