mieszkam w tychach.
on nawet długo nie ugniata przed sikaniem (dwa razy byłam świadkiem, jak lał na kołdrę), wskakuje, dwa gniotki i leje. wiem, że nie nasikał, bo sprawdzam codziennie wszystkie miękkie miejsca (kanapy, krzesła, fotele) - nie ma śladów, a meble mam jasne, więc bym widziała (zresztą widziałam plamy na kanapie po sikaniu na narzutę). Jakichś kałuż na podłodze też nie widuję. Ciuchy na ziemi nie leżą, dywanów nie mam - mam jeden dywanik pod krzesłem obrotowym, sprawdzę dziś, ale kilka dni temu (po sikaniu na kołdrę) go sprawdzałam i był czysty.
Dzwoniłam dziś do innej przychodni i mnie tak wkurzono, że hej! Wyobraźcie sobie, że babka mi powiedziała, że nie ma sensu robić badania moczu, bo "u kotów to nie jest w ogóle wiarygodne", najlepiej wykastrować, a jak to nie pomoże, to "na pewno" behawioralne. Mówię, że nie kojarzę nic, co mogłoby kota wkurzyć, żadna zmiana zachowania, w te dni albo zawsze ktoś przy nim był (mój partner albo ja), albo był sam maks. 3 godziny. Wiecie co ona na to? "Koty są wredne... Tak to już z nimi jest. Do końca nie wiadomo, o co im chodzi"

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu się rozłączyłam. Dla mnie to przegięcie. Daleka jestem od chodzenia z kotem do psychologa, ale wiadomo, że koty to normalne zwierzęta i chcą coś zasygnalizować - to nie jest tak, że ktoś go bije, krzyczy na niego czy zabrał mu zabawkę, żeby chciał okazać strach/niezadowolenie. Jedyne, co zmieniło się, odkąd kot się u nas pojawił, to opony w samochodzie

Ale nie dam sobie wmówić, że sika, bo tak i już. Może on po prostu nas nie lubi?
Czy myślicie, że to możliwe, by on był typem kota, który potrzebuje non stop towarzystwa? są w ogóle AŻ TAK absotbujące koty? Bo on strasznie dużo miauczy - jak wstajemy, to miauczy, póki go nie pogłaskamy przez dłuższą chwilę, miauczy, jak chce się bawić (ale nie zawsze mamy czas, przecież musimy robić też inne rzeczy niż zabawianie kota...), jak tylko wchodzimy do kuchni, to jest ryk niemiłosierny (ale nie dajemy mu za każdym razem jedzenia, spokojnie

). Tak jak pisałam - rzadko jest tak, by był sam całe 9 godzin - góra kilka dni w miesiącu. Jak widze, że nasikał, to nachodzą mnie myśli, że może on potrzebuje domu, w którym non stop będzie z nim ktoś chętny do zabawy i przytulania? Choć nie wydaje mi się, by u nas było mu źle. Miauczy dużo, bo jest gadułą (słodki krzyk na mnie, gdy wracam do domu, jest nie do podrobienia

), ale jest przy tym kochany i przytulaśny. No i ja nigdy wcześniej nie miałam zwierzęcia, nie wiem, czy jak on sam się ze sobą bawi albo leży na kanapie, to chce pokazać, że się nudzi, czy też to wszystko jest normalne. Czasem czuję, ze jestem beznadziejną kocią mamą...