Doris chwilowo zawiesiła strajk głodowy, i je całkiem sporo w porównaniu z ostatnimi dwoma tygodniami. Chętnie je surowego indyka, dzisiaj dostała surową pręgę wołową i wszamała też ładny kawałek. W nocy pochłonęła saszetkę CCF i ok. 60g golonki z indyka, i jeszcze napoczęła Grau (i do tego nie pochorowała się z obżarstwa

), więc jestem dobrej myśli. Co prawda w dzień nie objadała się, ale ona generalnie w dzień je dużo mniej. Wiem, że nie powinna jeść tyle surowego mięsa, ale jak ma na nie apetyt, to już lepiej niech je je, niż żeby miała dalej grymasić... Kupki nie są jeszcze ok, ale robią się coraz lepsze.
Jutro będzie miała pobieraną krew do badania. Behawiorysta prawdopodobnie ją obejrzy dopiero w przyszły piątek.
We wtorek byliśmy u weterynarza, okazało się, że Doris spadła z wagą do 2,88 kg. Niby na początku choroby ważyła 3,08 kg, więc spadek nie jest duży, ale ona na oko powinna ważyć pod 3,5-4 kg, to duża kotka...

Poza tym zdaniem weterynarza wygląda wyraźnie gorzej. Szkoda, że nie zważyliśmy jej przy pierwszej wizycie, ale wydaje mi się, że jak do mnie trafiła, ważyła więcej niż te marne 3 kg. Co prawda brzucho jej luźno wisiało, ale boczki nie były chyba zapadnięte (chociaż w sumie mogę się mylić, bo głównie była wtedy zwinięta w kłębek).
Dostała peritol na poprawę apetytu, ale po jednym podaniu zaczęła się straszliwie ślinić, nie wiem, tak powinno być? Drugiej porcji jej nie dałam.
Trochę się zaniepokoiłam, bo zaczęła normalnie siusiać (w ciągu doby zrobiła trzy normalne siusie, w tym dwa w dzień, zamiast jednego kolosalnego w nocy, jak do tej pory). Zastanawiam się, czy to dobry objaw, czy zły...
Poza tym chyba ją znowu straumatyzowałam, bo dałam jej do łazienki mały drapaczek z budką, żeby miała jakieś normalne miejsce do chowania się, zamiast wbijać się za pralkę. Doris siedzi teraz w najdalszym od drapaka miejscu i ślipi na niego złym wzrokiem. Chyba się go boi.
