Na razie plan jest taki: jadę z przyjaciółką do weterynarza, zbadać malca, może wykupić jakieś leki, zobaczymy. Może znajdzie się dla niego miejsce w Kociej Chatce, jeśli nie, to jutro zawieziemy go do schroniska, żeby miał opiekę. Chyba, że znajdzie się ktoś, kto zapewni mu więcej, niż mogę ja.
TŻ oddzwonił, zaakceptował plan, wystraszył się w pierwszej chwili, ale potem na spokojnie powiedział, że kupimy mu jeszcze trochę jedzenia, i jak będzie trzeba, zawieziemy do schroniska/gdziekolwiek
