Ponieważ planuję wystawić małego na wystawie w kwietniu (po raz pierwszy

), więc wcześniej należało małego przeglądnąć. Wziełam odrazu Zuzę, bo i tak planowałam jej powtórzyć ostatnie badania (miała za mało leukocytów) i zaszczepić ją. Pojechaliśmy więc wczoraj do weta.
Pierwszy na ogień poszedł mały. Najpierw pani wet obmacała go całego z góry na dół. Następnie wziełyśmy się za pobieranie krwi ....

Ponieważ doszłyśmy do wniosku, ze futro może małemu nie odrosnąć do kwietnia więc pani wet podjeła się próby pobrania małemu krwi bez golenia łąpki. Miała kobita oko, bo wcelowała za pierwszym razem

Pobrałyśmy małemu krew .... Ufff ..... Mały oczywiście się wystraszył tak, ze zaczał się trząść ....

Ale wziełam go na ręce i się troszkę uspokoił. Po chwili dostał jeszcze szczepionkę przeciw wściekliźnie. Morfologię (bez rozmazu) zrobiono na miejscu. Wszystko wyszło w normie

Testy na FIV i FeLV wyszły ujemne

Kreatynina i mocznik będą jutro. Jedyna zła wiadomość jest taka, że znów pojawił się małemu świerzb w uszach ....

A już było dobrze .....

Mały przez cały czas dawał się generalnie utrzymać w ryzach ....ale podczas czyszczenia i badania uszu nie wytrzymał i zbluzgał nas z góry na dół ......

Próbował jeszcze wejść mi do rękawa ale go powstrzymałam
Potem wziełyśmy się za Zuzę .... Miała trochę podwyższoną temperaturę ale u niej mogł być to efekt paniki w jaką tradycyjnie wpadła ....

Pani wet zaczęła ją obmacywać na wszystkie strony sprawdzając czy wszystko jest OK. Po próbie obmacania brzucha stwierdziła, ze Zuza jest cokolwiek ...hmmm...trudna w badaniu ...

Generalnie mam jej dawać mniej jeść ...

A nie tak jak do tej pory - jeden posiłek dziennie trwający od rana do wieczora ....

Następnie zaszczepiła Zuzę. Już jej się nie podobało ...

Właściwie to przestało jej się podobać już podczas mierzenia temperatury, czyli na samym początku ...

Na końcu pobrałyśmy krew. No i tu muszę powiedzieć, ze mnie Zuza zaskoczyła...

Generalnie do tej pory podczas wizyt u weta udawała, że jej nie ma ... kładła się na stole, płaska jakby ja walec przejechał i można było z nią wszystko zrobić. Aż tu wczoraj podczas wbijania igły dała taki popis fuczenia i syczenia, że aż mnie zatkało ....

Z wrażenia o mały włos jej nie wypuściłam ale na szczęście udało mi się nad nią zapanować ...... kładąc się na niej ....

Spode mnie wystawała tylko ogolona łapka z wbitą igłą, z której obficie kapała krew

Morfologia wyszła w normie. Leukocytów nadaj jest ciut mało ale więcej niż ostatnio

Potem dałyśmy kotom spokój. Trwało to wszystko około godziny .....

Ale mamy to już za sobą. Myślałam, ze koty po przyjściu do domu obrażą się na długie godziny ale nic takiego się nie wydzarzyło....

Jak tylko usiadlam koty przyszły do mnie, obsiadły ze wszytskich stron i zaczeły się skarżyć jakie to okrucieństwo je dziś spotkało ...

Potem poszły słodko spać
Dziś Zuza jest troszkę osowiała po wczorajszej szczepionce....

Mam nadzieję, że jutro będzie już lepiej.