Maleństwo to krwiożercza pirania, która chciała odgryźć mi wskazującego palca
ok tydzień temu córa sąsiadki powiedziała, że w pustostanie widziała kotkę z kociakami - nic więcej nie powiedziała - ani co to za kotka, ile kociaków nic !!! wejść nie można bo ogrodzone siatką -jak one je zobaczyła nie mam pojęcia. Jeden maluszek przyszedł w czwartek na podwórko albo wyjadać moim podwórkowcom albo matka go zostawiła i szukał innych kotów. Myślałam, że go zwabię na jedzonko do kontenerka, ale chyba nie czuł bo uciekł. Ganiałam za nim dookoła budynku z transporterkiem i musiało to ciekawie wyglądać bo razem ze mną ganiały podwórkowce chcące mi pomóc
Na szczęście pod domem stał karton i maluch stwierdził, że to doskonała kryjówka i już był mój

Przekładałam go do transporterka na klatce schodowej i dopiero jak go tam dałam to pomyślałam że nie ma tam przecież żadnego wkładu, no to wzięłam malucha, który natychmiast ze słodkiego przerażonego kociaka zamienił się w krwiożerczą piranie i wpił się w mój palec

trzymając go jedną ręką umościłam małuchowi gniazdko i noc jakoś przetrwał: wciągnął saszetkę mokrego, rozlał wodę i walnął ładnego kupala
W piątek Piranię (takie dostał imię robocze) zawiozłam do lecznicy, która współpracuje z gminą - zostanie tam przebadany, odrobaczony i zaszczepiony w międzyczasie go oswoją i pójdzie do adopcji ...
niestety mogłam zrobić tylko tyle
Rudy jest cwany
w piątek miałam jechać do Kołobrzegu po córę więc chciałam go zapakować i zawieść do schroniska - tak jak wcześniej pisałam, znam opinie o schroniskach, tu na forum ale schronisko w Kołobrzegu jest naprawdę przyjazne dla kotów, ma dobre warunki i jest chyba lepsze dla domowego kota niż samotna zima (on przy jedzeniu bije podwórkowce i pewnie śpi sam, a nie w stadku). Ale wracając do tematu: chciałam Rudego złapać w piątek, a on już w czwartek nie przyszedł - mówię sobie: może Maupa miała rację - to czyjś kot pojadł, odpoczął i wrócił do domu ...
Nic bardziej mylnego

wracam z Kołobrzegu, dzwoni Tż i mówi, że Rudy jest pod drzwiami (moimi na II piętrze

) i na niego warczy ... załamałam się - jest ! został ! i co ja teraz zrobię ! to była jedyna szansa na zawiezienie go do schroniska !!!
Jak przetrwa zimę, to go wiosną ciachnę i zostanie
to tyle Mireczko w kwestii kotów