Strasznie Was przepraszam, ale coś mnie dopadło i w niedzielę za nic nie chciało opuścić

Siłą tego czegoś cały dzień usiłowałam się z łóżka zwlec, ale nie było jak. Poległam na całej linii.

Tylko Wanilia była zadowolona, bo cały dzień w cieplutkiej pościeli dooopkę grzała
Cymuś, takie moje kochane maleństwo od razu do nas wyszedł. Co prawda bardzo nieśmiało i niepewnie porusza się w dzień po domu (bo w dzień dom jest królestwem Kundzi potwora), ale jak już Kundzia została w sypialni zamknięta, to nie było tak źle.
Generalnie kotu nic nie jest poza tym, że pod wanną czuje się bezpieczny (Kundzia potwór tam nie wejdzie) i nie pachnie tam psem (łazienka to jedyne miejsce w domu, gdzie Kundzia nie wchodzi, jak nie musi). Poza tym, że nieco dziwnie pachnie

(znaczy tak pachnie pod wanną rozumiem - fuj!) to nic mu nie jest. Strasznie żalił się i do mnie i do męża, że go tak na pastwę losy z Potworem zostawiamy, a on takie biedny i samotny i w ogóle... Ale źle nie ma. Jeść dostaje regularnie, wodę ma zmienianą kilka razu (nawet w nocy), jakby tylko chciał, to wieczorem mógłby przyjść się do Tatusia przytulić... No tak, nieśmiałość to on we krwi ma...
Nieco mi ten Cynamon schudł, bo jak to tata określił "je tyle, ile musi", ale przy mnie zjadł prawie całą miseczkę kurczaka, zapił mlekiem rozrobionym z wodą (takim mlekiem z ROssmanna) i pochrupał nowych chrupeczek, które mu przywiozłam.
Nie chciał tylko na ręce być brany, za to strasznie ocierał się o nogi i barankował.
Dziś jedziemy z Wanilią na badania, więc odezwę się wieczorkiem z wynikami.
A tymczasem polatam po Waszych wątkach
