za sprawą pewnego Pasiastego Futra ...
... ale od początku...
Moi dziadkowie (z którymi mieszkamy) mają 16,5-letnią kotkę. Cudowną, arystokratyczną, pasiastą kocią damę zwaną Kocicą, Kicią, Chrabiną... choć tak na prawdę 16 lat temu nazwaną Niką. Kicia jest kotem w 100% wychodzącym - od zawsze. To ostatni kot który przyszedł na świat w naszym domu. Początkowo na zastrzykach antykoncepcyjnych, później wysterylizowana. Pobiła rekord kociego rezydowania u nas. Ulubienica swoich Dużych, bez niej nasz dom nie byłby tym samym domem.

Kicia co jakiś czas lubi "znikać", tzn. przypuszczam, że kręci się gdzieś w pobliżu. Wokół domu mamy sporo łąk gdzie okoliczne koty mają swoje tereny łowne i zaszywają się tam na długie godziny. Te zniknięcia Kici to 1 góra 2 dni i zwykle widuję ją wtedy z balkonu buszującą w trawach, po prostu lubi oddawać się od czasu do czasu swojej dzikiej naturze i nie w głowie jej ciepłe kolanka i mizianki Dużych. W sierpniu b.r. babcia popadła jednak w czarną rozpacz bo Kotka nie wracała od 3 dni. Wypytywała o nią wszystkich, którzy mogli ją gdzieś widzieć - nie widział nikt. Oczywiście jeszcze tego samego wieczoru Chrabina jak gdyby nigdy nic wróciła na swoje włości i wszystko wróciło do normy.

Jakiś czas później bo ostatniego dnia sierpnia pojawia się u mnie babcia (mieszkamy w jednym domu na dwóch różnych piętrach) i mówi, że ma problem... a sprawcą owego problemu jest małe kocię


Kocię, które okazało się kocurkiem, przyszło na świat w pobliskiej wiosce. Z tego co się dowiedziałam, ciężarna dzika kotka na miejsce do wychowania swoich młodych wybrała sobie stajnię u pewnych miłych ludzi. Zlitowali się oni nad kocią mamą i jej dziećmi, zaczęli dokarmiać, próbowali oswoić, a przede wszystkim pozwolili korzystać ze swojej stajni organizując kociej rodzinie przytulny i bezpieczny kącik. Niestety po około 5/6 tygodniach do stajni dostał się dorosły kocur i oddając się swojej kocurzej naturze zabił 3 z 4 kociaków


Moja pierwsza myśl - będę organizowała maluchowi akcję adopcyjną. Nie ma co Kici denerwować, ryzykować że obrazi się na dobre i wyprowadzi z domu. Co prawda sama marzyłam o kocie, a moja 5-letnia córka marzyła jeszcze bardziej, ale nie zgadzał się TŻ - "...w domu jest pies... wystarczy... nie będziemy tu robić zwierzyńca..." - nie protestowałam, nie naciskałam, po cichu liczyłam, że kiedyś dojrzeje do tej decyzji. Sam.
Cóż... nie przyszło mi długo czekać. Gdybym ja wiedziała, że wystarczy przynieść do domu kociaka i sam jego urok załatwi sprawę

Oczywiście nie obyło się od wizyty u weta. Kotek został dokładnie przebadany, a wetka określiła jego wiek na ok. 6 tygodni. Były pchełki, był świeżb i odrobaczanie - choć robali później nie stwierdzono. Potem przyszła kolej na dobre jedzonko, zabawki i inne kocie przyjemności. Dziś ELMO - bo takie dostał od swojej Małej-Dużej imię, jest zdrowym i rozbrykanym kociakiem, który robi z nami co chce. W zasadzie to taki diabeł wcielony... ale o tym następnym razem, jeśli w ogóle ktoś zechce czytać dalszą część po tym długim wstępie

Na koniec - foty. Przedstawiam Wam naszego małego diabełka

Pierwsze chwile w nowym domu

Mała-Duża poszła do zerówki, a ja spędzam sobie poranki z Dużą

Odkrywam gdzie i kiedy do domku wpada słonko

Nooooo... ale w MOIM domu tygrys to może być tylko jeden.
Konkurencję należy wyeliminować


Uwielbiam spać z Małą-Dużą tak...

...i tak...

...ale sypiam czasem sam, w moim koszyczku, też jest fajowo...

C.D.N
Zdjęć jest jeszcze masa, ale na początek nie chciałabym podpadać modom

Zapraszamy, każda wizyta mile widziana
