
1. Perełka , zwana Perełsem, Pelą lub Wielką Straszną Bestią
Historia uratowania

Wszystko zaczęło się od tego, że z racji studiów miałam praktyki w PCC Rokita, zakładach chemicznych w Brzegu Dolnym. Dojeżdżałam tam z Wrocławia pociągiem, ze stacji trochę do bramy jest, trzeba iść przez las (każdy brzegowianin na pewno wie, o czym mowa). Za stacją, a przed lasem, jest dom. Koło tego domu jakieś krzaki i około 15 kotów - małych, dużych, średnich. Ja w kotach zawsze byłam rozkochana, więc naturalnie - chciałam bidulki pogłaskać, bo wszystkie chore, chude, biedne... Nikt się nimi nie opiekował oprócz dobrych ludzi, którzy po drodze do pracy rzucali im jakieś jedzenie, typu pokrojona mortadela. Koty wszystkie bardzo dzikie, nie dały się podejść ani tym bardziej pogłaskać, oprócz niej...
Siedziało toto takie malutkie, wystraszone, zmoknięte (padało akurat). Zrobiłam bidakowi zdjęcie, myśląc, że już jej więcej nie zobaczę. Był 7 sierpnia.

2 tygodnie chodzenia na praktyki, a kociaki dalej tam były. Większość czarnobiała lub białopręgowana, a po "mojej" kocinie ani śladu. Do czasu.
21 sierpnia.
Szłam z pociągu z dwiema koleżankami, dochodzimy do siedliska kotów i znowu widzę moje biedactwo. W pół sekundy złapałam ją i wsadziłam do plecaka, oznajmiłam "Ja cię biorę, a co będzie potem to pomyślimy". Dziewczyny patrzą na mnie jak na debila, bo jak przejdę przez bramę do zakładu? [kontrola toreb, plecaków itp]. Ale wsadziłam kociaka do jednej kieszeni plecaka, pokazałam na bramie drugą i jakoś poszło. Już na terenie zakładu, pognałam od razu do zaprzyjaźnionej sekretarki i jej siostry (obie zakocone) i pokazałam, co mi się udało zgarnąć. Kicia (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to kicia) cały czas siedziała grzecznie w kieszeni plecaka, wychylając łepek na zewnątrz. Spędziłyśmy cały dzień w 'pomieszczeniu technicznym', gdzie od razu kotka podbiła serca wszystkim, którzy ją widzieli. Dostała też papu od kotków zakładowych (bo te panie je dokarmiają, podobnie jak te spod dworca), kocyk, piasek na wypadek W... Wyglądała tak:

Po obowiązkowych godzinach wsadziłyśmy ją do kartonu po ksero, zakleiłyśmy i wycięłyśmy dziurę, coby kociak mógł obserwować. Niestety, już na bramie chciała się uwolnić, a w połowie drogi na dworzec rozwaliła cały karton, więc wróciła do plecaka. W pociągu ją wypuściłam, wzięłam na ręce i tak przebyła całą półgodzinną podróż do Wrocławia.
Od razu poszłam z nią do weterynarza, bo nie wiadomo co jej mogło dolegać.
Lista chorób:
- przeziębienie, katar, zrośnięta 3 powieczka w 1 oczku z rogówką, biała plamka na źrenicy w tym samym oczku [powikłania po katarze]
- pchły
- robale: glisty, prawdopodobnie tasiemiec
- uszki zawalone czarnym syfem, świerzbowców od groma
- problemy z brzusiem, napięcie jelitek, rzadka kupka.
Ważyła 850 gram.
Przyszłam z tym małym nieszczęściem do domu (a właściwie wynajmowanego pokoju), bojąc się jak współlokatorki zareagują na moje znalezisko. Na szczęście obie kociolubne i obyło się bez problemów. Maleństwo zostało umyte i zawinięte w ręcznik, spała dobrych kilka godzin. W pierwszą noc tak ciężko oddychała przez pysia, że w ogóle nie spałam, trzymając jej palce na brzusiu i monitorując czy oddycha... Bałam się, że kociątko mi nie przeżyje.


Teraz kociątko jest zdrowe i szczęśliwe, najbardziej rozczula mnie, gdy sobie śpi rozciągnięta ile fabryka dała, bo ma ciepełko i nie musi spać na mokrym, zimnym dworze na deszczu...
2. Puszek , czyli Puszynka, Pusz albo Puszysty


Chomik syryjski, u mnie od pół roku, zdaje się być szczęśliwy



Niestety z moich zwierzątek to tyle z racji wynajmowania pokoju, 2 lata temu mieszkałam w miejscu, gdzie nie pozwalano mi mieć nawet chomika. Ale teraz jest jak jest, gdy się zaopatrzę (mam nadzieję, że niedługo) we własne lokum, postaram się przygarnąć jak najwięcej bidaków, czy to na DS czy choćby na DT

Teraz zwierzak prawie mój, czyli kotka współlokatorki - Zuzia

Pysia ma identycznego jak kotek z karmy Felix, więc jest pocieszna


Kolejny zwierzak prawie mój, mianowicie brytyjczyk TŻ-a - Szaruś (ew. Szary, Szara Menda)


7 - letnia bestia, Szarą Mendą nazywana nie bez powodu, jest bardzo niedotykalski, rzadko pozwala się pogłaskać



I ostatnia część, czyli zwierzaki około-moje, tzn. moje zostawione u rodziców po wyprowadzce.
1. Jan, ps. Jan Niezbędny tudzież Johny Walker*

Jak widać po tym bardzo reprezentatywnym zdjęciu, Jan leje na wszystko i na wszystkich. Cały czarny z wyjątkiem kilku białych włosków na szyi, Jan uważa się za lepszego od swojego rodzeństwa. * Johny Walker - bo kocisko zniknęło z domu na blisko 8 miesięcy, a potem jak gdyby nigdy nic, wrócił - odpasiony i w lepszym stanie, niż był uciekając

2. Chester zwany Ciastkiem

Równie skory do zdjęć jak Jan, ale bardziej przyjacielski. Jak był malutki, to cały czas mu się coś działo: 2-dniowy bliski wychłodzenia, przytrzaśnięty drzwiami, potrącony przez samochód, choroby skóry, problemy z brzusiem - na szczęście kocisko się odpasło na witaminkach i waży 2 razy więcej niż przed kuracją

3. Frodo, czyli Bandyta

Zdjęcie mówi samo za siebie... 120% indywidualista i rozbójnik. Najmłodszy synek Kici.
4. Kicia za TM... [*]

Śliczna elegantka, zawsze skora do zabawy i pogłaskania. Miałam ją od sąsiada, który chciał ją utopić

Psiaki:
1. Nero zwany Nerdkiem, Nerką albo Nesławem

Nazwałam go na przekór (Nero znaczy czarny po włosku, a psisko białe). Obecnie ma na czole plamę po czarnej farmie do włosów, którą zawdzięcza geniuszowi swojej pani, a mojej matki... Pesio wzięty od sąsiada, bo spodobał się koleżance, która do mnie przychodziła. Upatrzył sobie za swojego Dużego ojca, broni go i gryzie, gdy ktoś się zanadto zbliży. Ale daje się pogłaskać i fajnie bryka na podwórku. Uzależniony od orzeszków ziemnych

2. Roki, czyli Niemiec, Roxi albo To Duże Kudłate

Największy pies, jakiego kiedykolwiek mieliśmy. Matka zawsze wzdychała jakby chciała mieć owczarka, no to się nie spodziewała, że będzie go mieć. Wynaleziony z ogłoszenia; para studentów zabrała go od jakiegoś pijaka, który go bił




3. Dżeki (za TM...[*])

Malutkie kundelkowe, niskopodłogowe futro. Wzięty, bo szefowi ojca oszczeniła się sunia i przyjechało toto takie malutkie, w reklamówce na rowerze. W pokoju z reklamówki się wyczołgała taka mała puchata szaroczarna kulka, no i został Dżekim

Aktualnie na stanie w ogródku - etatowy odwiedzacz, jeżyk Franek

Poza tym mieszkało z nami dużo innych zwierzaków, w tym kanarek Promyczek (zjedzony przez Jana, [*]), papuga nimfa Dziuniek (teraz w hodowli w Niemczech), żółwiki czerwonolice ([*]), mój pierwszy pesio Bary ([*], umarł ze starości), pierwsze dziecko Kici - pręgowany Zeus ([*], brzuś rozwalony pułapką na myszy przez jakiegoś skretyniałego rolnika, musiał zostać uśpiony), mój pierwszy kotek Mruczuś ([*], prezent, przetrącony ogonek przez kolejnego kretyna, przepadł kotek...) i wiele, wiele innych jaszczurek, wróbelków i takich tam, które przypełzło albo przyfrunęło w poszukiwaniu pomocy.
Mam nadzieję, że wątek się spodoba. A ja ze swojej strony będę relacjonować najnowsze perypetie zwłaszcza Perełki, Zuzi i Puszynki, ale innych przyjaciół również
