alab108 - dzięki
tajdzi już pokazała cuda

Jasiek jest niesamowity. Przebojowy, bez kompleksów. Tak przepełniony radością życia, że aż się z niego wylewa...
Jest największym na świecie miłośnikiem człowieka. Wlepia się, wtula, wciska w niego. Mruczy tak intensywnie, że aż cały drży
Kiedy coś przeskrobie wołam:
Piotrek!... Florek!... cholera... Jasiek! No!
Misia to kwintesencja delikatności i dystynkcji. To dama. Przestała się już wycofywać w kąt. Coraz częściej sama podchodzi, wypręża się do głaskania. Nie pcha się na ręce. Czeka aż ręce do niej podejdą, przytulą i delikatnie uniosą. Siada sobie wtedy rozluźniona, rozgląda się dokoła i mruczy. Chyba najdonośniej ze wszystkich. Zadziera główkę i zagląda człowiekowi w oczy. Tak do samego dna. Aż do duszy
Wilson... skradł mi serce... całkiem... zupełnie... z kretesem. Przepadłam od pierwszego muśnięcia. Od pierwszego skrzyżowania spojrzeń. Jest niezwykły. Jak nie z tej ziemi. Taki elfik. Zwiewny, kruchy, delikatny jak mgiełka. Trochę zamyślony, trochę nieobecny. A jednocześnie odważny. Przekonał się szybciutko, że człowiek to przyjaciel i pokochał go z całego serca. Razem z Jaśkiem wskakują mi na ramiona, jak tylko wejdę do nich. Tuli się całym maleńkim ciałkiem, obejmuje łapeczkami i mruczy przecudnie. I zagląda w oczy. I uśmiecha się delikatnie.
Martwi mnie, bo prawie nie przybiera. Kiedy przybyli, chłopcy byli tej samej wielkości, a Misia dużo mniejsza i bardzo chudziutka. Teraz Jasiek jest największy. Dużo większy od Wilsona. Misia troszkę się wypełniła i teraz są tacy sami z Wilsonem. Nie powinno tak być...
A oczy ma... Wilson ma oczy... jak... uuuuch... serce mi pęka...