Ja byłam zahartowanym dzieckiem, ale od kiedy zaczęłam pracować w szkole, posypał się cały mój system odpornościowy. We wrześniu/październiku standardowo były co najmniej 2-3 przeziębienia ale takie zwalające z nóg, a grudzień-luty to był czas zapalenia krtani, tchawicy, strun głosowych i wszystkiego co tam jeszcze siedzi. Kilka lat temu jak w Sylwestra stanęłam na chwilę w otwartym oknie popatrzeć na fajerwerki (bez kurtki) - następnego dnia zaczęło się przeziębienie, przeszło w zapalenie krtani, leki nie pomagały, zapalenie tchawicy, potem się okazało, że w między czasie zapalenie zatok, 30 zastrzyków po 3 dziennie, nic nie pomaga, antybiotyk za antybiotykiem, zwolnienie za zwolnieniem (wracałam do pracy na tydzień i lądowałam na L4 na 2-3 tygodnie i tak od stycznia do marca....już myślałam, że mnie z pracy wywalą). Przez wszystkie te miesiące kaszel taki, że mój wtedy jeszcze narzeczony już chciał się wyprowadzać, wszyscy niewyspani, ja już ledwo żywa, do tego ciągle antybiotyki, potem sterydy... masakra. Wreszcie pomogło jakaś szczepionka dla niemowląt w sprayu na odporność organizmu

Ale zanim wyszłam z tych wszystkich sterydów i różnych odpornościowych to przyszedł już czerwiec. I taki miałam roczek, że od 1 stycznia do prawie końca czerwca byłam
cały czas na lekach.
Od 2 lat nie chorowałam bo kupowałam sobie już pod koniec sierpnia Ecomer... bardzo mi pomagało na odporność. Ale w tym roku zapomniałam o tym... bo już tak dawno nie chorowałam
