» Wto wrz 24, 2013 21:45
Re: Karmicielka prześladowana-WYGRANA!
Po dwóch dniach nie widzenia wreszcie dziś dojrzałam przez okno małego sierotkę Pysia,którego mama dwa tygodnie temu umarła a malego jakiś czas temu przyprowadziła za ogrodzenie budkowe jakby wiedziała ,że odejdzie i pokazała mu miejsce gdzie stołówka i spanie. Maluch daje radę, przychodzi pod wieczór, poje, pobawi i idzei do budki dużej, ciepłej spać gdzie ma maskotkę i miseczkę zawsze z dobrym jedzonkiem. Rano juz go nie ma gdzieś wychodzi. Chowa sie pod budki więc nie chce go straszyć wolę by czuł się bezpieczny i na zimę gdzieś nie uciekł. Koty tez obserwuje wychylając łepek spod paneli co stoją budki. Wzięłam więc aparat i chciałam spróbować zrobić choć z daleka jakieś fotki by przynajmniej zobaczyć czy urósł. Przez okno słabo widać bo z ukosa i trochę zasłania mi daszek od wejścia. Jak wyszłam to akurat drogą przecinającą teren do budek w stronę działek przeszedł pan G. jeden z moich prześladowców przed i w czasie sprawy sądowej. Oczywiście z trzema psami w tym jeden bez smyczy jak zwykle a często i dwa bez smyczy. Psy atakują każdego napotkanego kota i właśnie ten luzem już gonił kociaka, który zmierzał w stronę budek do jedzenia aż ledwo zdołał uciec na płot . Maluch widząc psy i zamieszanie schował się pod budki. Stanęłam więc naprzeciw budek na ścieżce do mojego bloku czekając z aparatem skierowanym na budki aż maluch wylezie. Ale widząc,że pan ten wraca opuściłam aparat by nie myślał,że cykam mu fotki. Wycofałam się w stronę mojej klatki, koło mnie oczywiście Mikuś, Szarusia , Burusia i Felek w mig się znalazły. Szarusia widząc, że psy na smyczy zaczynają się wyrywać a ten luzem szykuje do ataku zaczęła uciekać w kierunku pobliskich śmietników. Pies za nią, a ja słysząc piski i warki psów wyjrzałam zza krzaczka czy koteczka zdążyła uciec bo właściciel widząc mnie i wiedząc,że się denerwuję taką sytuacją ani myślał przywołać psa.
Jak zobaczył,że się wychyliłam i patrzę to zaczął krzyczeć do mnie cytuję słowa , które pamiętam bo nie byłam w stanie wszystkiego zapamiętać w takim byłam szoku co usłyszałam: „ a ty kobieto idź na cmentarz i pomódl się za syna bo nie umiałaś go nawet upilnować a nie latasz tu z aparatem i zdjęcia robisz itp…” Jak większość pewnie czytała nasz syn jedynak w wieku 23 lat 16 lat temu popełnił samobójstwo jak się domyślamy z powodu niewierności swojej dziewczyny. Nie ma w tym naszej winy a ktoś kto przeżył coś podobnego dobrze wie,że takiej tragedii nie da się „upilnować” i rzadko można zapobiec…. Dla nas to do dzisiaj straszny koszmar, morze łez, przeżyte depresje …. Jak takie zero może coś takiego powiedzieć, grać na czyiś uczuciach?? Dlaczego ? nic nie zrobiłam tej osobie poza tym ,że opiekuję się bezradnymi kociaki, za własne pieniądze kosztem czasu i zdrowia. Prawie wszystkie koty po sterylkach dzięki mnie. Wszyscy przedtem karmili, rozmnażali, nikt nic innego nie starał się zrobić. Pan G. i jego kumpel drugi niemal dwa lata wykańczali mnie z mężem psychicznie utrudniali karmienie kotów, szczuli je psami aż doprowadzili za pomocą dzielnicowego do ukarania mnie grzywną przez sąd. Jak się odwołałam i sprawę wygrałam pan G. do dziś nie może z tym się pogodzić. Trzy lata minęły a on po całym mieście cały czas mnie oczernia, opowiada wszystkim jakie szkody są przez koty i z mojej winy. Teraz nagaduje nawet na dzielnicowego,że to z jego winy przegrali w sądzie.Co jakiś czas ktoś mi mówi jak mnie obrabia przy byle okazji .
Wróciłam do domu i rzuciłam się z płaczem do męża nie mogąc zapomnieć tych bolesnych słów, wszystko mi się odnowiło, całą mna telepało musiałam sięgnąć po środki na uspokojenie , ale i tak nie mogę się otrząsnąć z tego co słyszałam. Nie potrafię tego tak zostawić , muszę coś zrobić bo jak długo jeszcze ten pan będzie bezkarnie mi ubliżał jak długo córka z zoną tego drugiego będą wyzywać od szmat bo ratuję życie bezbronnych bezdomnych kociaków. Robię to zgodnie z prawem i przy współudziale naszych władz, urzędów, organizacji.