Lilo&Stich - czetornożne, dwuogoniaste tornado

Hahah, czy po stempelkowaniu podłoga się lekko świeciła ?

elianka pisze:A jak to wygląda technicznie - poza miotami kotka dostaje tabletki? Nie szkodzi jej to? o ropomacicze pytam i takie tam? Jak się rozwiązuje niezaplanowane zewy natury?

Niezaplanowane zewy natury sie nie powinny zdarzać w dobrej hodowli, aczkolwiek przyznam szczerze, że już kilka takich historii słyszałam... Poza miotami trzeba dobrać kotce taką antykoncepcję, żeby nie sfiksowała. Znajoma podaje tabletki swoim kotkom i sobie chwali, inna znowu podaje zastrzyki, natomiast ja o zastrzykach słyszałam od weta, że wiele kotek bardzo źle znosi podawanie tak dużej dawki hormonów. To pewnie zależy od przypadku, jak z ludźmi... Jedni plastry, inny tabsy, inni znowu zastrzyki...

Moja jeszcze lubi nadzorować przygotowywanie obiadu. Żeby było śmiesznie, nigdy nic nie dostaje, chyba że trochę tłuszczyku z kurczaka, ale na ogół go nie zjada, bo nie lubi nic surowego. Za to dzielnie siedzi w kącie blatu i śledzi, co robię. Musi pilnować, żeby duzi dobrze jedli :mrgreen:

bea3 pisze:Hahah, czy po stempelkowaniu podłoga się lekko świeciła ?

Letko

bea - pisząc zewy natury miałam na myśli rujki

Tak mnie to zafrapowało bo w sumie połowa argumentów ZA sterylizacją kotek to litanie o szkodliwości hormonów. A w hodowli hormony są na porządku dziennym. W sumie dosyć frapujący problem, obadam

Bellemere - mój Stich jeszcze nie odkrył istnienia blatu kuchennego. To taka pierdoła troszkę. Za to Lilo musi dziób wsadzić we wszystko co robię i urządzać slalom między garnkami.

Łapcie jeszcze jedną foteczkę niewiniątka z piekła rodem

CHYBA mam na aparacie jeszcze fotkę Sticha na której GO WIDAĆ :ryk:

Nie biorę udziału w dyskusji nt. sterylizacji lub też nie, bo po prostu nie mam doświadczenia.
Gucio był kotkiem europejskim, był wykastrowany i tu kończy się moja mądrość

Jeśli ktoś chce mieć hodowlę, siedzie w genetyce i wie co robi, to ja podziwiam od razu.

O tak, koty muszą wiedzieć co jedzą duzi no i czy dobrze

Ja tam ją za młodu zganiałam z blatu zawsze, nie lubię, kiedy mi się plącze, jak robię jedzenie, bo potem wszystko jest w futrze. Za to teściowa uwielbia koci nadzór i sama ją zachęcała do przycupnięcia na blacie. No, przynajmniej udało mi się ją nauczyć, żeby siedziała gdzieś z boku, zamiast łazić mi po deskach do krojenia :mrgreen:

Jaka słodka mordka :1luvu:

Kochany pyszczek ! :1luvu:

Moje tymczasy miały zakaz wchodzenia do kuchni (robaki, biegunka itp.), ale czasami im się udawało do niej wejść, no to przecież ich nie wyproszę

Siedziały na krzesełku i patrzyły jak im przygotowuję kurczaka. Grzeczne wtedy były

Taaak sama słodycz. A między uszkami "co by tu jeszcze zbroić"?

U nas wstęp jest bo u nas i kuweta i michy w kuchni. Mamy maleńkie mieszkanie, w łazience albo pralka albo kuweta

Więc stoi w kuchni.
Ba, jak pojawi się w przyszłości dziecko, to wstawimy w kuchennej futrynie bramkę. Dziecko nie będzie miało wstępu, a koty tak. I zjedzą spokojnie i będą mogły odpocząć od nadmiaru czułości no i moja progenitura będzie miała utrudniony proceder grzebania w kuwecie :lol: