Będzie pamiętnikarsko - pytająco - zdjęciowo - refleksyjnie, więc jeśli ktoś by zauważył błędy w 'wychowaniu' maluchów, proszę o natychmiastowy ochrzan i przywołanie mnie do porządku.
A tak się zaczęło...
Koty planowane nie były, mimo że zawsze kota chciałam. No ale siła wyższa (czyt. mama) ma alergię i to intensywną, więc na chceniu i od-czasu-do-czasu-marudzeniu-dla-utrzymania-formy się kończyło. Cóż robić. Jednak 3.08... zepsuł się bankomat. Normalne, pewnie, tyle że... kolejny na naszej trasie też nie działał. No to trzeci, nie ten bank, co by się chciało, ale jedziemy. Bankomat w pobliżu supermarketu, a pod supermarketem kilkuletni dzieciak z trójką kociąt w pudle praży się w upale. Czy nie chcemy. Jasne, że chcemy, ale nie możemy. Dzieciak na oko 6-letni, ale mocno przebojowy i wygadany. Jak alergia to kropelki. Nie, nie. A co jakby powiedział, że te koty nie uczulają. No nic, dalej nie. No to przecież co on zrobi, a one w taki upał się odwodnią, a on z nimi nie może wrócić, bo mama je uśpi, jak ich nie odda i on sam tak... Przebojowy dzieciak numer dwa, w sumie już prawie dorosły, czyli mój młodszy brat, przekonał rodzicielkę, że znajdzie im dom, bo wie, kto u nas chce koty. Rodzicielka na koty się zgodziła, ale dzieciak chciał jakieś drobne za koty, a my właśnie do bankomatu... Poszliśmy, wracamy po maluchy. Dzieciak informuje z dumą, że jeden zarezerwowany już dla jakiegoś pana. Trudno... wzięliśmy dwa pozostałe. Mama, brat i kot numer 1 pojechali do domu. Ja z moją dwójką zostałam jeszcze jeden dzień u babci.

Kotka mojego brata.

I kociak mój.
Następnego dnia miały zostać oddane, ale... po kilku godzinach stwierdziłam, że Intruza nie oddam. Wtedy co prawda imienia jeszcze nie miał, dorobił się później... Nie było na co czekać. Telefon do mamy, jęki i błagania, że kot zostaje ze mną do października i wtedy zabiorę go do Warszawy na studia. Jęki bardziej pro forma, na zgodę nie liczyłam. Nie doceniałam jednak Luny, która po pierwsze podbiła już serce mamy, a po drugie - nie przyprawiła jej o alergię, zapalenie spojówek i inne takie bajery, którymi zazwyczaj moja mama była obdarzana przez wszystkie futrzaki. Więc kot został. Jakiś dzień później zgodę na dożywotnie pozostanie dostała również kotka.
Mam nadzieję, że chociaż jednej osobie chciało się to przeczytać

