historia mojej Kropeczki

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie sty 23, 2005 16:45 historia mojej Kropeczki

chyba jz jestem gotowa aby ja opowiedziec.

moi rodzice dlugo nie mogli zdecydowac sie na zwierzaka, wiec gdy moja mama napomknela cos ze chcialaby miec ktoa kiedys, skwapliwie to wykorzystalam. zapytalam "dlaczego nie teraz??"
i polecialam do komputera szukac koteczka (mial byc koniecznie maly i koniecznie plci zenskiej), szukalam i szukalam, nawet chcialam kupic kotka na allegro ale okazal sie kocurkiem i poza tym byl juz zarezerwowany i wtedy zupelnie przypadkiem trafilam do dzialu adopcji forum i zobaczylam ja...
boze jakie to piekne malenstwo bylo, takie malutkie i slodziutkie...
zadzwonilam szybko do osoby od ktorej moglam ja wziac w obawie ze ktos mnie ubiegnie...
kropcia (wtedy jeszcze myszka) byla jeszcze do wziecia. kicia byla na antybiotyku bo miala koci katar i dostawala kropelki do oczu. nie przerazalo mnie to, chcialam ja miec jak najszybciej, pojechalam ja zobaczyc... byla wspaniala... taka piekna, lagodna, poruszala sie z wielka gracja... chcialam ja zabrac stamtad bo przeciez kot powinien w domu mieszkac a nie w kociarni...

zreszta ZAKOCHALAM sie w niej.

musialam jednak poczekac pare dni, bo mala musiala jeszcze dostac ostatnia dawke antybiotyku...

zabralam ja pare dni pozniej (7.12.2004) nie baczac na to, ze kicia miala chore oczka i ze bede musiala codziennie jej zakrapiac te oczka. nie przeszkadzalo mi to wogole.

kropcia (bo toakie imie kicia zyskala w nowym domku (od taj czarnaj kropki na rozowym nosku)) od razu podbila serca calej mojej rodziny. kicia caly pierwszy dzien w nowym domku przesiedziala w kacie mojej szafy, ja bylam przy niej caly czas i pod koniec dnia osiagnelam pierwszy sukces - koteczka zjadla pierwszy kes jedzenia wprost z mojej reki...
tak zaczela sie wielka milosc kropeczki do mnie (i tylko do mnie bo reszty mojej rodziny bala sie do konca pobytu u nas). kociak lazil za mna doslownie wszedzie, jak szlam sie zalatwic to miauczala pod drzwiami toalety zebym jej nie zostawiala samej, ajk wychodzilam na zajecia to kiciusi jeszcze na klatce slyszalam jak przerazliwie miauczal, a jak wracalam to 10 minut prze moim wejsciem do domu szla pod drzwi wejsciowe i miauczala wnieboglosy, nie dala mi wejsc do domu zanim jej nie poglaskalam, strzelala mi sliczne baranki, spala ze mna w lozku (ona oczywiscie na srodku a ja gdzies na brzegu caly czas balansujac zeby nie spasc :lol: ).
zakrapialam jej oczka 3 razy dziennie, ale ze sie nie poprawialy, poszlam do weta, ten dal jej znow antybiotyk, wiec musialam z nia co 2 dni biegac na zastrzyki (po 3 wizytach jak zobaczyla drzwi kliniki, chowala sie w moja kurtke, po wejsciu do gabinety ladowala w rekawie, a jak zobaczyla weta to trzasac sie wtulala lepek w moja szyje i przylegala ciasno do mnie jednoczesnie bolesnie wpijajac sie we mnie pazurkami - oj jak mi weci zazdrosciala takiego przywiazania :lol: )

swieta minely cudownie, jej stan poprawil sie na tyle ze nie musiala dostawac juz antybiotykow.
byla wesolym szczesliwym maluczem. atakowala koldre, czula sie coraz lepiej, coraz pewniej, biegala po calym domu z zadartym ogonkiem, polowala na wszystko, co sie ruszalo...

ale nagle wszystko zaczelo sie psuc...
zupelnie nagle...
zaraz po nowym roku kociak przestal byc taki wesoly...
nie witala mnie juz u drzwi... nie strzelala barankow, nie ruszala sie prawie z miejsca, przestala jesc...
no i brzuszek jej sie zrobil taki okragly...

polecialam z tym do weta...
oni ze to moze byc fip ale oni mnie nie chca straszyc i ze to pewnie robale...
no i fru kotu pase na odrobaczenie i zastrzyk wzmacniajacy, ktorego tak nienawidzila...
ale kotu sie nie poprawialo, wreszcie po tygodniu zmusilam ich do zrobienia badan (napomykali o tym wczesniej ale nie kwapili sie do ich robienia)
zrobilismy testy krwi, ktos mnie ostrzegal, ze moga wyjsc falszywie dodatnie (jesli kicia miala stycznosc z nie-fipowym koronawirusem), ale nikt mi nie powiedzial ze moga wyjsc FALSZYWIE ujemne...
A JA NIESWIADOMA NICZEGO DALEJ ZAKRAPIALAM JEJ OCZY (do idealu ciagle bylo daleko) - gdybym wiedziala to dalabym jej spokoj na ostatnie kilka dni zycia ale nikt mi nie powiedzial...
w koncu kicia przestala kontrolowac oddawanie moczu i kalu i 13.12.2004 mowiac nieladnie "zasrala sie"u weta (znow jezdzilam z nia na antybiotyk bo jak nie fip to musialo byc przeciez co innego a nikt wczesniej nie kwapil sie zeby zrobic jej inne badanie - usg albo badanie plynu z brzucha) tego dnia dostalam skierowanie na usg.
zabralam wiec brudnego kota do domu i musialam uprac...
to byla jej 2 kapiel w zyciu. pierwsza to bylo pieklo - myslalam ze nie ujde z zyciem :lol: a tym razem kicia nawet nie drgnela... poddala sie... moja bidulka...
lezala potem kilka godzin zawinieta w recznik i nie ruszala sie wogole, ja musialam wyjsc z domu. wrocilam kolo 22
jak zobaczylam w jakim ona jest stanie. przerazilam sie. kropeczka ledwo oddychala, wyjelam ja z recznika i przytulilam, probowalam ja postawic na ziemi, zeby moze poszla jesc, ale ona przeszla 2 kroki i ciezko osunela sie na ziemie... nie bylo wyjscia, bieriom mame kota i samochod i wio do weta...
zajechalysmy tam kolo 22.30, musialysmy troche poczekac...
potem weszlysmy, wet mowila ze ja zostawi na obserwacje i ze jej pobierze plyn
, poprosilam zeby zrobila to przy mnie, zrobila... kropcia miala caly brzuszek wypelniony zoltym ciagliwym plynem, fipowskim plynem. plyn uciskal pluca, byl wszedzie dookola serca...
nie moglam sie z tym pogodzic. stalam jak oslupiala glaszczac machinalnie wtulajacego sie we mnie kota...
kota ktory jeszcze nie tak dawno byl szczesliwym , prawie zupelnie zdrowym 5-miesiecznym maluchem...
ona juz sie poddala... pare dni wczesniej...
nie moglam pozwolic zeby wiecej cierpiala...
zgodzilam sie na uspienie kici...
i tak 13.12.2004 o 23.30 kropeczka zakonczyla swoj zywot na zimnym metalowym stole...
przytulelam ja po raz ostatni, porzegnalam ja, przeprosilam... przeprosilam ja za to ze nie umialam jej uratowac...


ja do tej pory w nocy widze to male, kruche, piekne cialko, zakrwawione po eutanazji... cialko ktore jeszcze niedawno bylo pelne zycia a teraz lezalo bezwladnie na zimnym stole...


ciagle sie zastanawiam czy nie moglam jej jakos uratowac...jakos jej pomoc..
wszyscy mnie pocieszaja ze dobrze zrobilam, bo fip jest nieuleczalny, ale ja ciagle nie moge w to uwierzyc i jak wracam do domu to dziwie sie ze zadne bialo-bure cudo nie biegnie do mnie na dzien dobry...

szukam wtedy mojego rudego lalusia i przytulam go modno z nadzieja ze on bedzie mial wiecej szczescia w zyciu niz moja kropeczka...




dziekuje wszystkim ktorzy to przeczytali, to dzieki wam pamiek po kropce nigdy nie ustanie...

Ewa
Ostatnio edytowano Czw sty 27, 2005 19:02 przez covu, łącznie edytowano 2 razy
Nie robię już drapaków.
Sprzedaję chusty do noszenia dzieci

covu

 
Posty: 18247
Od: Nie sty 09, 2005 9:56
Lokalizacja: Józefosław (gdzieś między Warszawą a Piasecznem)

Post » Nie sty 23, 2005 16:51

Biedna koteczka ...takie to smutne:-(. To dla niej [^] :(

Bagirka

 
Posty: 379
Od: Nie sty 02, 2005 17:40
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie sty 23, 2005 16:52

To bardzo smutna opowieśc, wiem co przeżyłaś bo straciłam w ten sposób dwa moje koty i nigdy nie zapomne momentu kiedy musiałam podjąć trudną decyzje,współczuje :cry:

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Nie sty 23, 2005 16:53

Przeczytałam. Żal Kropci :cry: ,ale zostanie ona już na zawsze w Twoim sercu i w pamięci tych,co poznali Twoją i jej historię.
Obrazek
Obrazek

Ciri

Avatar użytkownika
 
Posty: 2907
Od: Sob gru 11, 2004 12:40
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Nie sty 23, 2005 16:54

wspolczuje Ci bardzo... Tak jak wspolczuc moze ktos kto tez stracil malego kota...

Liwia

Avatar użytkownika
 
Posty: 15826
Od: Pt gru 03, 2004 19:58

Post » Nie sty 23, 2005 17:03

:-(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88323
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Nie sty 23, 2005 17:16

Odżyły na nowo we mnie smutne wspomnienia :cry:
Spróbuj trochę z siebie dać tym, co mają gorszy świat...
Obrazek ->tu nasz wątek-> a tu album :)

Fraszka

 
Posty: 5746
Od: Wto lip 27, 2004 9:04
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Nie sty 23, 2005 17:30

:cry: :cry:
Bardzo to smutne.

Lidka

 
Posty: 16220
Od: Wto lut 03, 2004 8:57
Lokalizacja: Katowice

Post » Nie sty 23, 2005 17:33

bardzo wspolczuje :cry:
Obrazek

Magija

Avatar użytkownika
 
Posty: 15173
Od: Sob cze 05, 2004 11:34
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie sty 23, 2005 17:36

Współczuję bardzo :cry: [']

Izolda

 
Posty: 1793
Od: Czw gru 09, 2004 20:55
Lokalizacja: GrodziskMazowiecki

Post » Nie sty 23, 2005 17:42

współczuję :cry:
Nawet nie probuje wyobrażać sobie co czujesz...

kothka

 
Posty: 11588
Od: Wto lis 09, 2004 12:50
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sty 23, 2005 17:53

Przykro mi :cry: :cry: Tule mocno, a to dla Kropci [']

KaLciA

 
Posty: 622
Od: Pon sty 03, 2005 22:49

Post » Nie sty 23, 2005 18:28

Przeczytałam. Sama musiałam w tym roku pożegnać dwa małe kocie istnienia. Wiem, jak to boli. Bardzo współczuję. Będę pamięć o Kropeczce nosiła w sercu razem z pamięcią o Sierotku, o Ryjci oraz o wielu innych, których historie znam dzięki forum.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie sty 23, 2005 18:37

Aż się poryczałam :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry:
Mój Yoshek też odszedł z powodu tej strasznej choroby :cry: :cry: :cry:
Obrazek Zarka&Zafirka :)
Obrazek YOSHEK za TM :(
Prawdziwy przyjaciel wnosi więcej w nasze szczęście niż tysiąc wrogów w nasze nieszczęście

KaBe

 
Posty: 205
Od: Pon cze 28, 2004 22:07
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie sty 23, 2005 18:43

:placz: :placz: :placz:
ObrazekObrazek

Mała

 
Posty: 1007
Od: Śro gru 29, 2004 21:20
Lokalizacja: Katowice

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot] i 134 gości