Wczoraj w nocy przeżyłam lekką traumę

Wróciliśmy z jednodniowego wyjazdu późno w nocy - koty były same.
Wchodzę i witają mnie dwa, Andzi nie ma. Myślę sobie - pewnie gdzieś śpi skitrana przed całym światem, na dźwięk napełnianych miseczek na pewno przybiegnie.
Nasypałam - ale się nie zjawiła
Zdenerwowana sprawdziłam wszystkie okna, balkon, kąty i budki, zakamarków sto - nie ma
W sypialni się trochę zdziwiłam, bo kołdra - zamiast ładnie pościelona - była jakąś bezkształtną bryłą leżącą na łóżku - ale pomyślałam, że się pewnie ganiały. Sprawdziłam w szafie, pod łóżkiem... w końcu podeszłam poprawić kołdrę i nagle słuszę cichutki pisk...
Zguba się znalazła...
Weszła w poszewkę i się zamotała tak, że nie mogła znaleźć wyjścia
Aż się boję myśleć jak długo tam siedziała...