No nie jest łatwo...
Ale bardzo dziękuję, że jesteście.
To naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy.
I na pewno troszkę pomaga
U nas - żar taki, że zdechli są wszyscy i próżno szukać jakichkolwiek oznak aktywnosci - no może poza wycieczkami do kuchni w wiadomym celu

Andzia jest tutaj mistrzem nad mistrzami, bije na głowę nawet żarłoka Lakiego - trzeba będzie zacząć jej wydzielać jedzenie, bo zrobi się z niej ruda baryłka na długich nóżkach. Do tego je w sposób tak niepohamowany i nerwowy, jakby się bała, że za chwilę zabraknie. Przerobiliśmy już dwa dni jej wymiotów - dni, które doprowadziły mnie niemal do zawału, ale uspokoiło się i na razie jest ok. Będziemy robić kontrolne badania krwi, ale to chyba dopiero, jak troszkę się ochłodzi.
Od dziś jestem na długo wyczekiwanym, upragnionym i wytęsknionym urlopie i mam zamiar w najbliższym czasie niemal nic nie robić.
Całkiem nic nie robić się niestety nie da, co troszkę mnie martwi - ale - w końcu nie ma róży bez kolców
