Wcale się nie dziwię, że jesteś zniechęcona do wszystkiego. Gdzie się nie obrócisz tam albo duże albo małe koty.
Nawet do mnie zawitały tymczasy, chociaż przez moje stado białaczkowe nie miałam nic brać. Ale co zrobić było skoro przynieśli do schronu 2 tygodniowego maluszka, który miał już otwarte oczka i sam nie jadł? W schronie o ile by sam nie umarł z głodu, to by go w poniedziałek pewnie uśpili.

A kociątko sprytne było już i chciało żyć.

No i drugie 8 tygodniowe, które umierało w schronie, bo miało koszmarną biegunkę, po tym jak poszło na kilka dni do domku, a jak tylko malec się rozłożył to ludzie zamiast go leczyć oddali do schronu

Przecież w swoim domku już dawno by doszedł do siebie, a schron to nie szpital dla maluszków. Najłatwiej było oddać
I wcale się nie dziwię, że sarkazmem rzucasz, bo wiadomo jak jest.
Cały czas za Twoje maluchy i domki dla nich
