To może zacznę od początku: na forum trafiłam jako bierny podczytywacz czyli gość w momencie dokocenia Niuńką, znalezioną pod blokiem jako ok. dwutygodniowe kocię. Bardzo bałam sie tej opieki nad takim kocim dzieciakiem, nie wiedziałam, czy podołam, aczęłam szukać w necie informacji i tak dotarłam do kociego forum. Zalogowałam sie później, przy okazji grzybicy, która dopadła małą - no i tak już zostałam, z początku dalej biernie podczytując.
No a później - sami wiecie
To jeszcze tak parę słów o kotach u mnie: pierwszego kota przyniosłam z podwórka do domu jakoś ok. 1985r, wtedy "życzliwy" sąsiad wyrzucił pod blok miot kociąt, które znalazł w piwnicy. No i tak sie to wszystko zaczęło. Maciek Nr 1 był z nami 15 lat. Odszedł za TM w 2000r.
Następna w kolejności dołączyła Zuzia. Historię Zuzi, a także Kuby, Mikusia, Maćka i Misi można przeczytać tu: viewtopic.php?t=10 ... &start=105
Następna w kolejności była Kasia: tym razem, dla odmiany, przyniosła ją do domu moja Mama (do tej pory ja to robiłam). Kasia przyszła na świat w piwnicy bloku na moim osiedlu wiosną 2005r, jej matka niestety nie była skłonna współpracować przy łapaniu i przez dłuższy czas nie było mowy o sterylizacji. Kasia, początkowo bardzo dzika, śliczna maleńka Burasia, przebyła kk, po którym została jej pamiątka w postaci zamglonego oczka. Później stawała sie coraz bardziej proludzka. Mojej mamie pozwalała brac na ręce - i to ją uratowało, bo z całego rodzeństwa do dziś została tylko ona. Reszta - dzika i nieufna - pozostała na podwórku, żadne z nich nawet nie dożyło dorosłości (przynajmniej tak myśle, choć bardzo chciałabym wierzyć, że te, które zniknęły, jednak żyją).
Obecnie Kasia to żywe srebro, jest najmniejsza, ale bynajmniej nie najmniej widoczna. Potrafi ustawiać do pionu inne koty, szaleć i rozrabiać. To troche taka mała zołzunia, rozpieszczona przez moją mamę i zakochana w niej z wzajemnością.
Po przyniesieniu Kaśki w lipcu 2005r stwierdziłam - po raz kolejny - że nabór do stada definitywnie zamkniety... tiaaaa...
Jakoś w połowie września zauważyłam w trawach pod blokiem wylegującego się kota. Potrafił tak leżeć przez parę godzin dziennie, podchodził do naszej kociej stołówki coś zjeść i za chwię wracał. Myślę sobie - pewnie chory, trzeba to sprawdzić. Zeszłam wieczorem, zaopatrzona w latarkę i dobre chęci, bo nie bardzo wiedziałam, jak mam dzikiego chorasa złapać. Podeszłam dość blisko, kot sie mnie w końcu wystraszył i odskoczył, a moim oczom ukazało sie maleńkie bure coś, wpatrzone we mnie baaardzo zdziwonymi oczyskami.
Przeszukałam dokładnie teren, czy gdzieś obok nie ma rodzeństwa. Nie było. Podejrzewam, że dzika kotka uciekała przed czymś, zabrała jedno maleństwo, a reszty już być może nie zdążyła uratować.
Mamy takie pomieszczenie dla kotów w piwnicy, gdzie jest otwarte okienko, ciepło i bezpiecznie - postanowiłam, że tam przeniosę mamuśkę z maleństwem. Tzn. przeniosłam malca z nadzieją, że matka tam za nim trafi i już zostanie. Owszem, trafiła, ale zostać nie chciała. W nocy wyniosła maluszka z powrotem na zewnątrz, w trawy. Bylam przerażona, akurat wtedy zaczynały sie w nocy przygruntowe przymrozki, malec jak nic przemarznie, zachoruje i wiadomo... Caly dzień biłam sie z myślami, co robić, ale wieczorem już wiedziałam: biorę to kocie dziecko do domu. No i tak trafiło do mnie moje bure słoneczko najmłodsze, moja Nusia. Dobra, przyznam sie - wszystkie moje futra kocham i nie wyobrażam sobie mojego domu bez nich, ale Nusia to moje ukochane kocię. Pamietam nocne dyżury przy małej, karmienie strzykawka, masowanie brzuszka, czekanie na pierwsze siku i pierwszą kupkę, pierwsze samodzielne podjadanie z miseczki, telefony z pracy do domu z pytaniem, co u maluszka, czy zjadł itp. Ehh, jak ten czas leci - teraz niedługo będziemy świetować 3 lata odkąd Nusia jest z nami.
No to teraz przedstawiam całą ekipę:
Zuzia:

Kuba:

Mikuś:

Maciek:

Misia:

Kasia:

Niunia:

Ufff, część oficjalną - wstępno-zapoznawczą - mamy za sobą
Witajcie, piszcie, czytajcie, slowem - róbta co chceta

P.s. Dziekuję wszystkim, za to, że dzięki Wam nie czuję sie odmieńcem tylko dlatego, że dla mnie moje koty to moja rodzina, moje słoneczka kochane i przyjaciele. I ciesze sie, że jestem tu z Wami, że poznałam wiele wspaniałych Osób i mam takie swoje małe "miejsce we wszechświecie".






