Ale zaczne od poczatku...
Troche sie przymotalam na trasie, jak to ja, wiec podroz przedluzyla sie do 10 godz. Najpierw podjechalam do Pii, ktora tyle sie przy tej sprawie nakrecila. Myslalam, ze zaraz polecimy po kotka, a tu najpierw poczestunki, kwiatki (dostalam od niej kwiaty! jaka kochana!), potem podziwianie i mizianko jej 5-ciu kotow championow. Norwegi i Maine Coon - przepiekne...a jaki fajny urzadzila im pokoj...eh, zazdrosc to brzydkie uczucie

Potem pokazala mi prawie cala swoja garderobe. Ona jest designer, a poza tym swietnie kopiuje hot cotoure kreacje (hot cotoure, to takie suknie, ktorych jest na swiecie sztuk 1-2, i ktore kosztuja majatek).
Wyobrazacie sobie, jak zgrzytalam po cichu zebami, bo serducho juz mi sie rwalo do diabelka.
Nareszcie pojechalysmy. Schronisko znajduje sie w domu z ogrodkiem, ktory wynajmuja. Na gorze pomieszczenia dla obslugi, kuchnia, itd; kotki na dole. I wiecie co? Ja sobie zawsze blednie wyobrazam rozne rzeczy na zapas...myslalam, ze zastane kicie w jakims przestronnym pokoju, pochloniete zabawa i zarelkiem... Kotki siedza w pomieszczeniach 1m kw., ze szklanymi drzwiami, i szklem miedzy soba (plexi). Caly czas. W ogole nie sa stamtad wypuszczane...

Ale smrod to pestka. Bylo tam razem 14 kotow i krolik. Weszlysmy do kazdej klatki na mizianko, i w kazdej stawaly mi cwieki w oczach. Zaraz przypomnialo mi sie, kiedy pisaliscie o tej tesknocie w oczach...Koty leza apatycznie, zupelnie inaczej niz Cesarzowa przy kominku po obiedzie. I lasza sie strasznie, az piszcza zeby je miziac. Wpatruja sie w czlowieka, takie smutne slepka. Niby cieplo, i jesc maja dosyc, a wygladaja na bardzo nieszczesliwe...normalnie blagaja, zeby je kochac

Pia pokazywala mi, ktore juz byly zabierane do domow, a po jakims czasie zwracane spowrotem...te wygladaly ekstra smutno

Nareszcie dotarlysmy do klatki Toto, w ciemnym kaciku na koncu.
Jejku, on powinien sie nazywac Plaster, ha ha. Przykleilismy sie do siebie w try miga, a jak wlaczyl traktor!!!


Ale smrodek nie do wytrzymania...no i przezylam chrzest bojowy: wykapalam go! Sceny dantejskie w lazience

Serce tak mi walilo ze strachu, ze jeszcze sie nie uspokoilam. Balam sie, ze sie na mnie rzuci. Zalozylam mu najpierw szelki, i trzymalam za nie. Zmienial miedzy panika, wsciekloscia, a rezygnacja. W koncu zrezygnowal, bidulek, wcisnal sie w kat, i plukanko szlo juz na spokojnie. Myslalam, ze juz mam u niego przechlapane, ale tuli sie jeszcze bardziej. I pachnie eukalyptusem, ha ha, co namietnie zlizuje.
Ludzie, wypralam kota! Ktoby pomyslal jeszcze pare miesiecy temu, he he.
Przygotowalam mu wszystko w lazience, ale on nie planowal zadnej kwarantanny. Zaraz wysunal pyszczek, i zwiedzil wszystkie dostepne katy. W kuchni Cesarzowa pekala z ciekawosci. Przez pare godzin wpuszczalam ich na pokoje po kolei, ale piski takie, ze mowie: niech sie dzieje wola nieba, i wypuscilam koty na siebie.
Alez te koty sa ukladne...
Najpierw byla potyczka wzrokowa. Cesarzowa wygrala, Toto poszedl pod lozko. A ta mala zakochala sie po uszy!!

Nie sycza na siebie w ogole, wszystko w kulturalnej ciszy. I juz 3 razy musnely sie pyszczkami!


Zobaczcie, Cesarzowa, ktora podejrzewalam o najgorszy egoizm, chce sie zaprzyjaznic, i to mocno. Teraz stoi 6 miseczek pod rzad, i pojadaja kazde ze swoich. Cesarzowej tak z wrazenia przyschnelo gardlo, ze chleptala wode, chociaz na codzien nia gardzi.
Teraz siedze i pisze, a kotki chodza za soba po pokojach.
Przed chwila Cesarska przysiadla we wdziecznej pozyturze, Toto podszedl, i wpatrywali sie w siebie dluuugo, chyba z 5 minut, powaznie. On troche machnal ogonkiem, dla przyzwoitosci, a ona jak wryta, wpatrzona w niego jak w obrazek. Kota mi sie zakochala

On pod krzeslem, ona na krzeslo, i leb do niego przysuwa, filuje mu w slepka, i kryguje sie niemozliwie.
Normalnie mysle, ze bedzie z nich radar-para

KONIEC
ps. a Toto traktor ma niesamowity...moje modlitwy zostaly wysluchane! I ile sie nagle dzieje u nas w domu, ha ha ha



Dziekuje za trzymane kciuki. Pomoglo jak smok. Ide sledzic ROMANS, tra la la