Wstyd się przyznać, ale złodziejskie podchody Pikasi sięgaja chwilami zenitu i miewają niewesoły finał
Nauczona doświadczeniem staram sie nie zostawiać niczego, na co - według mojego skromnego mniemania - mogłaby się skusić Pikasia. Jednak okazało się, że lista potencjalnych atrakcji jest dłuższa, niz myślałam.
Zaczeło się od tego, że w poniedziałek Pikasia pożarła kilka liści szpinaku (świeżego). Zdybałam ją na tym, jak siedziała nad suszarką i wcinała w najlepsze
Nie zjadła tego dużo, bo raz że niewiele tego było, a dwa - była to wersja 'baby'. Następnego ranka w kuwecie wyprodukowała się megakoopa, po której nastąpiły dwie mniejsze, ale wyraźnie rozluźnione. Zadzwoniłam do weta - kazał dać smectę i obserwować. No to obserwowałam Pikasię, która:
skakała, jak wściekła po czym się tylko dało,
śmigała w tunelu w kółko Macieju,
latała na balkon i z powrotem (przez drzwi i przez okno, na okrągło)
straszyła Balbinę,
no i oczywiście miała mi bardzo za złe, że nie wiadomo czemu ją głodzę i ow ogóle się nad nią znęcam
Krótko mówiąc - nie przypominała cierpiącego kota
Kolejny urobek pojawił sie w odpowiednim czasie oraz zadowalającym stanie skupienia, co bardzo mnie ucieszyło. Toteż wczoraj spokojnie pracowałam w domu. Balbina polegiwała na słońcu, Pikasia też...Do czasu.
Spokój, cisza, no sielanka. Ale coś mnie tknęło.
Pikasia zniknęła mi z pola widzenia, więc przeszłam się kontrolnie po chałupie. I zdybałam naszą bohaterkę w sypialni, pod łóżkiem z kartonem mleka skondensowanego w objęciach. Zdążyła rozgryźć opakowanie i ciumkała w najlepsze
Zła jestem na siebie, bo zostawiłam ten cholerny kartonik na blacie (miałam sobie kawę robić). Nie wiem, czy dużo wymamlała, ale w nocy były efekty (zagazowała się nieźle, z pupiny poszło rzadkie
) Co nie przeszkodziło jej harcować niczym pijany zając - w nocy obudził mnie dobiegający z kuchni łomot. Pikasia siedziała na parapecie kuchennym zminą niewiniątka, za to w misce z wodą pławiło się dorodne, jesienne jabłko
Na podłodze lekki potop.
Disiaj "w nagrodę" polazłyśmy do weta. Na szczęście Pi nie ma temperaturę w porządku, brzuszek ok, ale jedziemy na diecie + smecta i nifuroksazyd. A ja robię za wyrodną matkę szprycując biednego kotecka lekarstwami.
Jedyną rekompensatą dla Pikasi są kapsułki z probiotykiem, które zjada, niczym cukierki
A oto biedna, chora Dziewczynka
Tu baardzo wycieńczona
I refleksyjna