Odkopuję wątek, choć ze wstydem, bo zakurzony, że ho ho
Ale okoliczność jest szczególna - dziś mija 10 lat od dnia, w którym przyjechała do mnie Balbinka.
Był to właśnie listopadowy wieczór, wietrzny i deszczowy, od kilku dni wychodziłam z siebie, bo miał do mnie przyjechać kotek, którego widziałam tylko na jedynym, średnio wyraźnym zdjęciu. Ale kotka szukała domu, ja od dłuższego czasu szukałam kota, i właśnie tego dnia spotkałyśmy się po raz pierwszy. Wyszła z koszyka, skorzystała z kuwety i poszła zwiedzać mieszkanie. Bałam się, czy mnie zaakceptuje, czy spodoba się jej w naszym domu, ona zaś spokojnie łaziła po domu i zachowywała się, jakby była u siebie, tylko wróciła z jakiejś podróży. Wieczorem przyszła do łóżka, przytuliła się do mnie i zasnęła, a ja poczułam, jak ogromnym szczęściem jest dla mnie jej obecność.
Różnie nam te dziesięć lat mijało, Balbinka okazała się kotką z silną osobowością, a jednocześnie bardzo wrażliwą. Był też taki moment, gdy bardzo ciężko chorowała i myślałam, że ją stracę. Udało się ją wyciągnąć i choć pozostanie kotem specjalnej troski do końca życia, to jesteśmy razem i nadal mogę cieszyć się jej zaufaniem.
Jestem ogromnie wdzięczna Kasi, mojej ówczesnej koleżance z pracy za to, że pewnego letniego dnia słysząc na ząbkowskiej ulicy żałosne miauczenie nie dała za wygraną i szukała tak długo, aż znalazła. Znalazła kociaka zamkniętego w skrzynce z prądem, kociaka, którego ktoś skazał na śmierć z głodu i pragnienia.
Muszę też wspomnieć, że we wrześniu minęło 9 lat, jak jest z nami również Pikasia, przybrana siostra Balbinki.
To również wyjątkowa kotka, wielokrotnie wspominałam o tym, także tutaj i za jej uratowanie dziękuję Janie, Wiktorowi i Petroniusz. Oni wiedzą, ile znaczy dla mnie to, że mi zaufali i powierzyli pod opiekę tę niezwykłą koteczkę.