
Część zna już Troję i mnie, a pozostałym przedtswiam.. Ja..to ja

A teraz..skąd się wzięła Troja

Nieznającym nas przytoczę historię przybycia Trocinki do mojego domu..
Otóż..kota chciałam. No wiadomo. Bardzo chciałam. Zaczęło się w sierpniu.. Przyjaciółka mamy spytała, czy nie chce kociaka, bo koleżance jeszcze jeden został i odda za darmo, jeśli pójdzie w dobre, zaprzyjaźnione ręce... (a ja wśród rodziny i znajomych znana jestem jako "ta od zwierzątek"). Ja najpierw się skrzywiląm, ale..w tym momencie padla kwestia, że to mały syjamek jest. No i zachciałam, bo uwielbiam tę rasę. Już wszystko było ustalone, dwa dni później miałam się umawiać na odbiór, kiedy zadzwoniła mamina przyjaciółka.. Zmartwiałam.. No jak nic, kota nie ma już. Ale nie..kociak byl.. za darmo.. mały, rasowy.. tylko ten.. nie całkiem syjam

Ale ziarno zostało zasiane.. Szukalam trochę w necie, a w między czasie odezwała się dawna znajoma i mówi "Ale przecież ty zawsze chciałaś Maine Coona.." No chciałam... Z syjamów przerzuciląm się na MCO, chociaż już bez takiego entuzjazmu... i..trafiło mnie. Zakochałam się rudej kotce.. Traf chciał, że.. mieszkala stosunkowo blisko - też w Trójmieście.. No znak jak nic. Zaglądam w zakładkę z planami hodowli.. Jest! Będą ją kryć! Za telefon lapię, dzwonię.. okazało się, że już nawet po randce jest. Dogadałam się z panią... i czekam. Czekam, czekam.. Po pewnym czasie wysłalam list z pytaniem jak się mama czuje, czy brzusio rośnie.. Wiosna wczesna to byla... Cóż.. Okazało się, że randka owszem, była.. intensywna bardzo nawet..ale niezbyt owocna

Pomyślalam sobie.. no tak.. teraz znowu czekać.. pewnie do jesieni, zanim się maluszki urodzą, zanim podrosną..A tu mieszkanie puste, nikt mnie nie wita na progu.. No oszaleję jak nic z tej samotności.. Na dodatek.. gdyby moja mama dowiedziala się, że przy swojej sytuacji materialnej.. wydaję 2k na.. kota... Nie tylko cofnęłaby swoje wspomaganie, ale chyba osobiście by mnie posiekała.
I tak.. 20.03.2010 wylądowalam w schronisku. Końcówka do przewidzenia.. Opowiadałam już tu w jakimś wątku.. Po drodze kuzynka pytala mnie jak ma wyglądać ten mój przyszły kot.. Ja wiedzialam tylko dwie rzeczy... Ma być malutki, kociaczek ciupinek... i jakikolwiek, byle nie czarny, bo czarnych kotów nie lubię.
Tadaaaa...
Przedstawiam Wam Troję:

Obecnie ma ok trzy lata i jest czarna jak diabeł w piwnicy, nie licząc białego paseczka w pachwinach i kilkunastu białych włosów pod szyją...
No.. się rozpisalam.. Ale nie umiałam krócej. Więcej takich elaboratów chyba nie będzie.. Pewnie i tgo nikomu nie będzie chciało się przeczytać

Edit: Podmieniłam fotę na mniejszą, tak mi się zdawało, że za duża jest i akurat mialam poszukać wytycznych co do maksymalnego rozmiaru...