Ale dziś mieliśmy wrażeń i zdarzeń…
Otóż byliśmy (Stary i Młoda ze mną jako obstawą) u naszej wetki. Newa została sama na gospodarstwie, ale grzeczna była.
Młoda dostała zastrzyk hormonalny (bo ona wysterylizowane bydlątko, a mimo to z rujami — no ale przynajmniej ropomacicze jej nie grozi, a problem znaczenia załatwiłam Feliwayem). Całą drogę i czas w kolejce darła dziób, jakby ją kto ze skóry obdzierał. W gabinecie Stary dał się wyjąć bez problemu, ona się zaparła do tego stopnia, że w końcu zdjęłam wierzch transportera. W całej tej histerii Młoda nawet nie zarejestrowała momentu zrobienia zastrzyku

Stary zaś cały czas zachowywał godne milczenie, łącznie z robieniem zastrzyku przeciwbólowo-przeciwzapalnego (tego, który dostaje co miesiąc). Aż do chwili wyrywania kłów. Dla dwóch kłów, w tym jednego niemal do wyjęcia gołymi palcami, bez sensu było dawać narkozę czy kłuć znieczuleniem miejscowym, więcej kłopotu i ryzyka niż przy pociągnięciu na żywca. Pierwszy był od strony bardziej wypełnionej guzem, więc wyszedł jak z masła, dosłownie kropla krwi, reakcja dźwiękowa była bardziej ze zdziwienia. Drugi ząb też się chwiał, ale siedział minimalnie mocniej, no i był już drugim macaniem mu w paszczy w czasie jednej sesji. Jako że od razu po wyrwaniu puściłyśmy go, żeby mógł chwilę odreagować, to siadł pod biurkiem wetki z wielkim fochem, który minął mu po kilku minutach. Ja byłam cała spocona i ze stanem przedzawałowym. Młoda wciąż przeżywała fakt, że w ogóle jest poza domem. Po powrocie do domu Stary najpierw rzucił się na mokre żarcie. A potem zaczął strajk kuchenny, żeby dać mu jeszcze coś. Dałam odkłaczające, a on zamiast je z zacięciem skubać (jak ostatnio), zaczął wciągać, aż furczało. I właśnie koło mnie leży, wcale nie obrażony za mój współudział w jego krwawej przygodzie.
Stary je sprawniej i z jeszcze większym apetytem, zniekształcenie pyszczka w tej chwili ogranicza się do bezpośredniego obszaru wpływu guza, zeszły opuchlizny. Znacznie się zmniejszyło ślinienie, a ślina jest rzadsza, przezroczysta (a nie mętna jak wcześniej) i niemal neutralna w zapachu (wcześniej zapach był mocno nieprzyjemny, nawet po antybiotyku).
Warte to było tego jego krótkiego bólu oraz mojego stresu (o pieniądzach nawet nie wspomnę, rzecz nabyta i zawsze mniej warta niż dobro moich zwierzaków).
Uff…
