No chyba nie mogę jednak bez Was żyć...
Za Tatę Słupek i Tygryska -
Magnolia będzie tu miała brak dzieci i innych kotów (póki co), więc będzie raczej zadowolona. Odwyk... myślę, że damy radę: ponoć Norbiś też tylko wh.. lubił - to ja chyba miała widocznie zwidy, że wciągał jogurt, twaróg, gotowane jajko, wołowinę (surową) i indyka gotowanego

Mokate też szybko stwierdziła, że puszki to nie dla Niej, dobre jakościowo chrupki w ramach przegryzki ujdą, ale mięsko to jest to... a jak kotuś nie trybi, że wołowinę się je surową, to ja mam prosty sposób: siadam obok i wyjadam mu surowe z miski (generalnie mam bardzo wrażliwy żołądek, ale akurat surowe mięso wołowe trawi - gorzej z fast foodami i temu podobnymi) - w sumie to jak tatar tylko bez przypraw (kot nie jest wegetarianinem z natury, ja też nie, więc pasujemy do siebie).
A teraz powiem Wam coś, co mi bardzo dzisiaj poprawiło humor, choć pierwotnie nastraszyło koszmarnie: miałam swój udział w ratowaniu kota z wbitą w podniebienie igłą (zawiozłam od razu na Giszowiec - tam gdzie Norbiego): kotka najpierw ululano (biedny rzygał dalej niż widzi po podaniu znieczulaczo-spacza), igłę wyciągnięto i dostał antybiotyk - ma się dobrze; jutro jeszcze kontrola. Kumpela się tą znajdką zajmuje i u niej ma domek (zadzwoniła mi dzisiaj o 9 z hasłem "ratuj"). Kikiem (biały kocur) zajmował się ten młody wet, co był też wtedy jak byłam z Norbim (Nim akurat się zajmowała wtedy bardziej doświadczona kobieta).
Na Magnolię czekam... też ją jednak będę prowadzić tam, gdzie dzisiaj byłam, bo miejsce czynne 7 dni w tygodniu jest lepsze niż inne (poza tym tam mają specjalistę typowo od kotów). To 4 km przez las; jakby auto się zbuntowało - bo niewiele mu brakuje - to w razie czego w 40 minut nawet spacerkiem można obejść (bo autobusem to tragedia - okrężnie i z przesiadką). Miałam na oku jeszcze lecznicę u mnie w centrum miasta - bardzo dobrze wyposażona i też kilku specjalistów (sami mają koty - ponoć lubią zwierzęta i to bardzo), ale w niedzielę mają zasadniczo nieczynne (niby pod tel., ale to nie to samo: te od Mokate też niby były pod tel., a jak ich najbardziej było potrzeba, to akurat nie było komu odebrać). Mam nadzieję, że Magnolii nie będzie potrzebna nigdy taka nagła interwencja, ale lepiej dmuchać na zimne... i mieć do kogo się zwrócić - nawet w środku nocy z soboty na niedzielę (właśnie jak Mokate umierała, to tylko ludzie z Giszowca /z kilkunastu lecznic w okolic z podanym numerem w nagłych wypadkach/ odebrali tel. i skierowali mnie na Brynów mówiąc, że tak ciężki przypadek i to w nocy to lepiej tam, bo mają jeszcze lepsze wyposażenie - w tym RTG najlepsze w okolicy).
W każdym razie cieszę się, że dzisiaj wyszło wszystko dobrze, choć strachu było nieźle. Jeszcze jutro na kontrolę tam z Kikiem pojedziemy jak kumpela wróci z roboty. Tak mnie to cieszy, że aż musiałam się z Wami tym podzielić. Wprawdzie plan dnia wziął w łeb, ale koteczek ma się dobrze

...