dziewczyny kochane

, przepraszam, że pojawiam się dopiero teraz, wcześniej nie dałam rady...
ogromne dzięki za dobre myśli, prosimy o jeszcze...
niestety, razem z panią Doktor podjęłyśmy decyzję, że wstrzymujemy się jeszcze z narkozą i zabiegiem... dziąsła nadal wyglądają fatalnie, nadal opuchnięte i zaczerwienione, nic dziwnego, że Busia przez ostatnie kilka dni jadła tyle co nic

prawdopodobnie przy takim osłabieniu zniosłaby narkozę jeszcze gorzej niż zwykle, więc wolałam się nie przekonywać, co w jej przypadku znaczy to 'jeszcze gorzej'

dostała drugą serię Synoluxu i zastrzyk-steryd, zabieg przełożony na przyszłą środę z nadzieją, że do tego czasu stan w paszczy ulegnie znaczącej poprawie ... na razie po tym sterydzie rzuciła się na jedzenie, dziwi mnie trochę że tylko na suche (zmarnuje się kolejna droga saszetka

), ale najważniejsze że w ogóle je... dla poprawienia odporności mam jej też podawać beta-glukan, ale ponieważ nie starczyło mi już na niego kasy

, zadzwoniłam 'po prośbie' do ojca

wiadomo, że dla kotów nic by mi nie kupił ani nie zasponsorował, w związku z czym znów skłamałam, że to coś dla mnie

dobrze, że to preparat dla ludzi i że da się go kupić w ludzkiej aptece...
wydrapane miejsce na Ropuszkowej szyi na razie bez zmian, nie tracę nadziei, że to tylko efekt zabaw z przygłupiastym Pluńkiem

, w przeciwnym razie... najgorszym przerażeniem napawa mnie wizja zarażonej jakimś skórnym syfem Duni

, przy takiej opcji miałabym w domu stałe (bo niewyleczalne

) ognisko tegoż syfa i zapewne miałyby go w końcu wszystkie koty i ja tak samo
dzięki też za te wszystkie ciepłe słowa dla mnie, napisane tutaj i te w privach, za Wasze telefony... nie mam bliskich przyjaciół i w takich momentach
(kiedy wszystko się wali, pieprzy, na wszystko brakuje kasy, siły i zapału...) czuję się kompletnie bezradna, dlatego tak bardzo pomagają mi Wasze ciepło i troska

a poza tym - po raz już któryś to samo wrażenie i ta sama pociecha - łatwiej mi jest poradzić sobie ze smutkiem i ze świadomością, że jest też na tym forum ktoś, kto umyślnie podłożył mnie i moim kotom świnię, kto być może nadal czyta mój wątek i cieszy się z moich problemów - ponieważ ta osóbka jest na szczęście tylko jedna, a Was kilkanaście
staram się być odporniejsza, trzymać się jakoś, nie załamywać, nie zaniedbywać codzienności i samej siebie... staram się, ponieważ każde moje wybicie z rzeczywistości może być przyczyną zaniedbań dotyczących Drani, a nie mam prawa narażać ich na brak opieki i rozwój chorób z powodu własnej porypanej psychiki
staram się... na razie brak widoków jakiejkolweik pracy - głównie dlatego, że już jakiś czas temu przestałam nawet wysyłać CV, zwątpiłam ostatecznie
muszę się zebrać i znów próbować, coś tam majaczą też jakieś znajomości ojca - a nuż tu, a nuż tam... prawda jest taka, że niezbędnym warunkiem przywrócenia normalnej codzienności jest tak czy inaczej wyleczenie się (przynajmniej częściowe) z tego cholernego smutku...
i chyba niestety będę zmuszona wrzucić coś w weekend na Bazarek
...