No to dotarłam....
Pędzelek dość słaby, widocznie jeszcze echa doby w lecznicy no i porannej narkozy. Głodny. Chudszy. Zmizerniały. Z wenflonem i barankujący jak zwykle.
Tosia niezmiennie pierdolnięta, od razu położyła się na walizce i zaczęła myć

ale szóstym zmysłem wyczuwam że przynajmniej ona cieszy się z mojego powrotu , bo Franio przez pierwsze pół godziny nie pozwolił mi się dotknąć
Ale miał rację, bo zmęczona wyjazdem, podróżą, zdenerwowana Pędzlem i tym że mnie tu nie ma wróciłam wsciekła i mocno rozdrażniona. Dopiero jak mi nieco przeszło, Franio pozwolił się lekko głasnąć. ... Ale komitywy między nami jescze nie ma. Chyba obrażony.
Jutro po pracy, jak tylko dobiorę 3 awiza z poczty, jadę z Pędzlem na kontrolę do D.
Na razie , poza info od rodziców, wiem to co napisała na kontenerku - śródmiąższowe zapalenie pęcherza moczowego i nieco podwyższone parametry nerkowe
Na razie nie widziałam żeby Pędzle sioosiał, ale mama która była u mnie późnym popołuniem, mówi że znalazła plamę sioośków w kuchni.
A bohater mój kochany siedzi sobie w kątku i przysypia na siedząco.
Ja prawie też, i zaraz idę spać. Nie znoszę wracać z delegacji późnym wieczorem w środku tygodnia, brr.
Jedyne pocieszenie że przywiozłam sobie duuużo różnej czekolady. Choć nie wiem czy to pocieszenie, bo jakiś sadysta postawił w mojej hotelowej łazience wagę elektroniczną...