Ech, wczoraj w złą godzinę wypowiedziałam że na szczęście Pędzel od dawna się nie zatyka
Właśnie wróciliśmy od D.
Pędzel po poim przyjściu z pracy zwymiotował całą kolację i chodził po mieszkaniu próbując kropelkować, zapluł się ,nie pozwalał się w ogóle obmacać - więc w te pędy ściągnęłam od rodziców nasz transporterek i pojechałam do weta. Po niecałej półtorej godzinie czekania

dostaliśmy no-spę, tolfedynę, antybiotyk (nie pamiętam jaki, mam zapisane ale nie chce mi się szukać bo padam na pysk, miałam dziś mieć popołudnie relaksacyjne...) i jutro mamy jechać na powtórkę.
Potem jeszcze tabletki przez kilka dni.
I proszę o kciuki bo Pędzeka boli bardzo

a ja w poniedziałek na kilka dni jadę za granicę i musi mu się polepszyć do tego czasu - mój tata nie poda mu tabletki...
Biedny mój kochany Kalisz.
Wiecie, że w przychodni w poczekalni zaczał mruczeć i ugniatać kocyk w transporterze?
a ja padam na ryj, pysk i co jeszcze, ostatnio rzadko mieszkam w domu i nie mam siły już...