anulka111 pisze:lans watkowy haha jak to brzmi
Prawda?

Szczerze mówiąc, o czym pisała Agn, rzeczywiście odgrażałam się, że nie założę własnego wątku(bo co tu pisać), ale (jak widać) KB nie jest tak bezpieczne, jak mogłoby się wydawać.

...a więc, pora by na scenę wkroczył TŻ, który w pierwszym okresie średnio udzielał się w "wychowaniu kota", aczkolwiek jako jedyny doświadczony (choć w ograniczonym, jak się szybko okazało, zakresie) udzielał cennych wskazówek. Jako jedyny np. nie bał się, ze wzięcie kota na ręce wywoła u niego trwałe uszkodzenie ciała.
Informacja niezbędna, swego rodzaju aksjomat - TŻ kocha koty. Uważa je za najmądrzejsze stworzenia na świecie (mądrzejsze od psów) a to głównie dlatego, ze mają swoje zdanie. W zamierzchłych czasach miał kilka. Szczęśliwie dla nas i dla Kulki, zawsze były to burasy, tak więc pozycję wyjściową mieliśmy nie najgorszą.


Tak więc już pierwszego dnia dowiedzieliśmy się (nie oszukujmy się - głównie ja, bo Spadkobierca z uwagi na gorączkę i tak miał kojarzenie na poziomie termosu), że męczymy kota! Męczymy i już. Taki kot, twierdził z przekonaniem TŻ, to musi mieć przestrzeń, polować, wspinać się, eksplorować nowe rejony. Jeśli będzie siedział w domu, to prędzej, czy później zwariuje i będziemy go mieli na sumieniu (znowu głównie ja, bo jestem dorosła, a syn to głupie stworzenie z fanaberiami zamiast mózgu). Cicha uwaga z mojej strony, że nie bierzemy przecież udziału w reality show "Ziemniakowo - Discovery Chanel" nie tylko nie pomogła, a jeszcze rozjuszyła TŻ-a i sprowokowała do kolejnych wykładów na temat jakże złożonej i delikatnej psychiki kota, którą my ŚWIADOMIE naruszymy w sposób (prawdopodobnie) nieodwracalny!
W rezultacie przesiedziałam w Internecie długie godziny, by w końcu (na podstawie licznych artykułów) nieśmiało, acz z nieskrywanym triumfem stwierdzić, że jednak jest wiece prawdopodobne, iż nie męczymy kota i jest duża szansa na zachowanie w harmonii jego zdrowia psychicznego. TŻ nie był do końca przekonany, ale przynajmniej zmniejszył nieco częstotliwość demonstrowania świętego oburzenia.
Zaczęła się zima. Kuleczka rosła, zdrowiała (wooooolno), ale dalej była słaba i chuda tak bardzo, że w ogóle nie skakała, tylko snuła się i najchętniej spędzała długie godziny śpiąc pod zapaloną lampką. Balkon był zamknięty na cztery spusty, ale wiadomo było, że w końcu zima minie.
Wraz z nadejściem wiosny pojawił się problem duchoty i tu TŻ wspiął się na wyżyny intelektu, i wymyślił "szczwany plan"!
cdn.
cdn