moi wyją w podróży
już widzę tych zachwyconych zwierząsiami współpasażerów
poza tym, dla Lokiego musze mieć krytą kuwetę, bo jemu zdarza się lać prostopadle do ściany
jak mając tylko dwie ręce zabrać kontenerek z dwoma wyjącymi kotami, krytą kuwetę, wielkości takiegoż kontenerka i bagaż dla pani w średnim wieku z nadwagą
(rzeczy w dużych rozmiarach zabierają dużo miejsca, nawet jak jest ich mało)?
I pojechać w cały świat?
I zostawiać miauczące i zestresowane koty na kwaterze, a sama w tym czasie łazić wzdłuż brzegu i falowac w rytm wszechświata?
Jak tego dokonać.
Eh.
Siłaczka ze mnie jak z koziej prukawy trombita, więc siedzę na melancholijnej doopie i
pacze, że pogoda nie zachęca.
A dziś mi się śniło, że wyszłam na chwilę z pracy i już nie wróciłam, bo znalazłam się nad morzem. A właściwie był to zamarznięty ocean w czasie odpływu.
Resztę dnia spędziłam czekając na przypływ. Było szaro i wokół piętrzyły się niebotyczne hałdy piachu, wznoszące się z dna morskiego, wyglądąły jak zamarznięte piaskowe fale.
Czekałam, bo chciałam zobaczyć, czy przypływ je rozprasuje.
Co do pobudek - zabarykadowałam dziś drzwi do pokoju.
Przed świtem zaczęło się dziamdolenie, następnie skrabanie w szybę, potem okrzyk - nińdżia! i skok na klamkę, łomot drzwi o framugę i znów dziamdolenie.
I tak przez kilka minut.
Potem ucichło, a ja niemal zapadłam w sen
Sytuacja się powtórzyła jeszcze kilkakrotnie, z tym że ponieważ klamka puściła, to Pistacja (imię nieprzypadkowe) napierała, dziamdoląc i wyrzekając, na drzwi i skrabiąc znacząco w szybę.
Za którymś razem ucichło.
Ucichło złowieszczo, a cisza nabrzmiała.
Wyjrzałam jednym okiem za komodę i zobaczyłam wąziuteńką szpareczkę, przez którą tasiemiec by się nieprześlizgnął; uspokojona opadłam na poduszki i ...
usłyszałam, że cisza nabrzmiewa jeszcze bardziej
siadłam i zaczęłam wpatrywać się w ciemność
(mimo niezasłoniętych okien było ciemno, choć palec złam)po chwili ciemność wpatrzyła się we mnie
(a jednak Nietzsche)i zaczęła mruczeć
Złapałam ciepłą, mruczącą ciemność i wpakowałam w kokon z kołdry i ramienia.
Ciemność spała ze mną przez pół godziny, po czym uznawszy, że staje się Jasnością, zaczęła buczeć jak syrena przeciwmgielna i wyrywać się do świata.
Do demolowania świata.
Wyrzuciłam Ciemną Jasność z pokoju i zabarykadowałam barykadę.
Zegarek wskazywał 4.06
Do 5.00 trwało dziamdolenie, okrzyki - nińdżia!, oraz szczęk klamki i łomot drzwi o futrynę.
Barykada barykady wytrzymała.
Moi sąsiedzi o dziwo też.
Ja nie bardzo
Tak sobie myślę, czy wysłanie Pistacji na obóz letni, a potem do pensji dla panien z internatem nie rozwiązałoby sprawy
Słyszałam, że takie szkoły dla panien, tak jak i szkoły kadetów, potrafią zdziałać cuda, jeśli chodzi o dyscyplinę
