Powiem tak- cztery chore koty na dwie ręce to jest mega jazda. Ledwie Micio zakończył leczenie pęcherza, to teraz mamy szpital KK, nie daję rady, plączą mi się ręce, nogi, recepty, mylę koty, bardzo to wszystko przeżywam, a zdrówko już nie to niestety.
Stan aktualny jest taki: Cosia bez gorączki już, bez lania z nosa i smarkania, ale coś jeszcze w niej rzęzi, dalej na antybiotyku. Balbina od trzech dni 41 stopni gorączki, dzisiaj rano 40, kolejne leki przeciwgorączkowe i przeciwzapalne plus antybiotyk, rzęzi, charczy, pysia nie domyka, kaszle, koszmar. Od wczoraj na antybiotyku Czitka, która się dopiero z tym KK rozkręca, pysio pół otwarty, kicha, z nosa zaczyna się lać.
Miała wieczorem 39, może uchwyciliśmy najwcześniej, ale tu nie wiadomo co dalej.
NIedziela była, koło mnie tylko na Krzywoustego Klinika Psa i Kota, całodobowa. Chciałam reagować szybko, Czitkę w kontener i w drogę.
Tam mała kolejka, ale usypianie kota, którego zagryzł pies, takie usypianie na amen, kot płakał przy zastrzykach, nie chciał umierać, Czitka w histerię, ja w płacz, za chwile mamy być w tym samym gabinecie, nie dałam rady, nawiałam.
Wieczorem przyjęła nas pani doktor w mojej lecznicy Na Kuropatwiej, gdzie leczymy te katary i pęcherze od początku. Była na tyle uprzejma, że wracając z Pienin późnym już wieczorem otworzyła dla nas lecznicę i troskliwie zbadała Czitusię i Balbinę, która już w trakcie leczenia.
Nie znam drugiego takiego miejsca, jak ta lecznica. I takiej serdeczności.
Wieczorem pakujemy do kontenera Czitkę na drugi zastrzyk i Balbinę na mierzenie gorączki kontrolnie.
Rano jutro Balbusia na zastrzyk, Cośka do kontroli. I tak w kółko
Miciu jeszcze się trzyma, może go ominie.
Natomiast z ciekawostek, Czitusia okazała się kotem bojowym w gabinecie, mnie podrapała, a panią doktor pogryzła
A gdy jedziemy autem, głosem starej baby woła, uwaga...aloes.....aloes.....
