Satva dziękujemy! Ja dzisiaj ze stresu chyba nie zasnę, nie mówiąc już o jutrzejszym siedzeniu w pracy. A Qua no cóż

całe szczęście chłopak nie wie, że choruje, albo raczej doskonale umie zamaskować tę sprawę. Dzisiaj po przyjściu do domu przywitał mnie potwór wynurzający się spod niebieskiego kocyka. Potwór chciał się bawić, jak wściekły biegał za sznurówką. Dawno nie widziałam go w takiej akcji

dzikie skoki, biegi po całym mieszkaniu za uciekającym obiektem. Zrobił też awanturę o jedzenie, że jest głodny i już teraz domaga się posiłku. Jedzenie się zmaterializowało w wersji twardej i miękkiej, Quazi i owszem posilił się, ale usiadł wyraźnie na coś czekając. Popatrzyłam na kota i zrozumiałam. Pod sam pyś podsunęłam mu miskę z wodą. Królewicz każe, Duża wykonuje. Przed chwilą usiadłam do kolacji. Qua leżał na łóżku widząc, ze go olewam wykonał skok na biurko i prawie zatrzymał się w moim jedzeniu... rolce chińskiej. Wszedł mi na kolana i baranki strzelał. Jednego nawet z mocnym wychyleniem pysia, bo ja akurat coś w tv oglądałam i chciałam baranka uniknąć, ale się nie dało. Po chwili siedzenia Qua stwierdził, że rolka na pewno jest pyszna czego On kot koniecznie chce spróbować niestety (dla tego kogo dla kogo kogo) okazała się zbyt gorąca.... żeby kotek nie poczuł się pokrzywdzony postawiłam mu na biurku jego miskę z mokrym renalem. Ale nam się fajnie jadło... ale renal jest emmm aromatyczny. A teraz Qua mruka sobie u mnie na kolanach, a w łazience grzeje się kroplówa... nie wiem gdzie podgrzewać je (no nie mam pomysłu) wymyśliłam, że kaloryfer w łazience akurat się do tego nadaje... poważnie