Moje dziewczyny nie miały nigdy aż takich akcji. Nawet tymczasy nie atakują. Czasem zastanawiają się, czy nie dziabnąć ręki miziającej brzuszek, ale zawsze tak pytająco patrzą najpierw w oczy. Wtedy ja robię najwyraźniej wystarczająco groźną minę i one rezygnują nim jeszcze zaczną.
Może to dlatego, że na sobie się rozładowują?
Ale z drugiej strony Brawurka nigdy nie miała taki zapędów, ani wobec nas, ani wobec suniek, a troszkę czasu była jedynaczką.
Koczi, jak zaatakuje, to nie wyrywaj ręki. Wręcz przeciwnie dociśnij do niego i tak jakby rozluźnij. Bo w kocie każda próba uwolnienia się pobudza jeszcze instynkt łowczy. Jednocześnie spróbuj pstryknąć go w ucho, syknąć, warknąć, wsadzić palac odrobinkę w gardziołko. Ale to wszystko szybko i sprawnie, bez szarpania. Powinien odpuścić. Jak masz go gdzie izolować, to po takiej akcji na 5 min. do, jak ja to nazywam "karceru". U nas to koci pokój, z którego chętnie korzystają, ale kiedy to jest kara i drzwi zamknięte, to się wyciszają i coś tam to główki dociera. U nas Gaja zalicza odsiadki a napady na Zuzię. Pomaga.
Oczywiście to tylko takie domowe porady. Piszę o tym co skutkuje w naszym przypadku.
