» Czw lis 03, 2016 12:46
Re: Koci "trójkąt": kwadratura trójkąta ;)
Piątek 21.10
Podaję kotom karmę RC Calm, kupioną w innym sklepie internetowym niż zazwyczaj.
Sobota 22.10
Karma RC Calm bardzo kotom smakuje, jakkolwiek według mnie ma inny zapach. Koty dostają rozwolnienia, Tysia i Czaruś dodatkowo wymiotują.
Niedziela 23.10
Po zastanowieniu usuwam z miseczek karmę RC Calm – rozwolnienie się kończy, Tysia i Czaruś wymiotują nadal (kłaczków nie znajduję). Dochodzę do wniosku, że przyczyną wymiotów może być np. zarobaczenie (jak w zimie) – ostatnie odrobaczanie miało miejsce w lutym.
Poniedziałek 24.10
Po kolejnej nieprzespanej nocy (wymiotowanie około 3 w nocy) udaję się do pracy, a po pracy do lecznicy po środki na odrobaczenie. Po podaniu preparatów odrobaczających Tysia przestaje wymiotować, Czaruś wymiotuje nadal, głównie między 3 a 4 w nocy, ale w dzień też. Widać, że jest głodny i chce jeść, ale ma jakieś trudności z jedzeniem i szybko zwraca, co zjadł.
Wtorek 25.10
Po kolejnej nieprzespanej nocy idę do pracy, a po pracy biorę Czarka „za frak”, pakuję do transporterka i jedziemy do lecznicy. Podejrzewam zapalenie oskrzeli. Wet bada Czarusia – temperatura normalna, coś dzieje się w oskrzelach, ale przede wszystkim jest stan zapalny dziąseł.
Czaruś dostaje pierwszą partię leków, po drugą mamy przyjechać we czwartek. Po tym wszystkim biorę urlop na środę, a przy okazji zamawiam zapasy dla kotów – żwirek i RC Calm, ten co zawsze.
Środa 26.10
Po kolejnej nieprzespanej nocy (Czaruś znowu wymiotował) czekam na kuriera i staram się zapanować na zdenerwowaniem. Czaruś głodny, ale je jakoś bez entuzjazmu. Około 11.30 Czaruś znowu wymiotuje. Tym razem wśród nadtrawionego jedzenia znajduję totalnie zbity, sfilcowany, jakby spory guzik z kłaczków. No, proszę, co za niespodzianka.
Czwartek 27.10
Po pierwszej przespanej nocy idę do pracy, a potem jedziemy z Czarusiem po drugą porcję leków – trzecia porcja leków będzie w sobotę. Czaruś czuje się jakby lepiej, ale nie ma specjalnego apetytu i jest raczej niezbyt wesoły. W nocy Czaruś dostaje ataku kichania. Poza kichaniem nic się nie dzieje.
Piątek 28.10
Po nieprzespanej nocy idę do pracy, a Czaruś już nie kicha. Popołudniu Czaruś nadal jest jakiś taki smętny. W nocy z piątku na sobotę Czaruś znowu zaczyna kichać i kicha bez przerwy do rana, jakby mu miało łebek rozerwać.
Sobota 29.10
Po nieprzespanej nocy jedziemy do lecznicy na 10.00. Opisuję wetowi aktualną sytuację. Wet ogląda Czarusia – okazuje się, że Czaruś ma nosek totalnie zapchany i ma z niego surowiczy wyciek, temperatura normalna. Wet orzeka że herpes zaatakował nosek Czarka. Dostajemy leki i wracamy do domu. Czaruś kicha prawie bez przerwy.
Niedziela 30.10
Po kolejnej nieprzespanej nocy jedziemy do lecznicy na 9.00, ale odpowiednio wcześnie, żebyśmy byli pierwsi w kolejce (w niedzielę jest dyżur bez zapisów). Przyjeżdżamy na 8.30 i jesteśmy drudzy. Przed nami jest pani z synem i kotką, którzy koczują już pod gabinetem od ponad godziny, bo zapomnieli, ze była zmiana czasu. Do 9-tej liczba czekających pacjentów zwiększa się do 8-miu osób/zwierzaków. Co za szczęście, że wyjechałam z domu tak wcześnie. Czaruś dostaje kolejne leki i wracamy do domu. Jest lepiej, ale Czaruś nadal kicha.
Poniedziałek 31.10
Właśnie mija 19 dni od ostatniego podania leków Adolfinie, więc tym razem na wycieczkę do weta załapuje się Ada, która już przestała jeść nawet mokre. Zanim wyjedziemy robię pranie, w pośpiechu źle domykam drzwiczki pralki i zalewam prawie całą łazienkę. W lecznicy, jak zwykle, jest tłum pacjentów i opóźnienie. Tego dnia Czaruś kicha od czasu do czasu, głównie w nocy.
Wtorek 1.11
Wreszcie mogę pojechać na cmentarz. Czaruś nadal kicha, a po południu spostrzegam, że prawe oczko ma przymrużone i coś surowiczego z niego cieknie.
Środa 2.11
Po częściowo przespanej nocy idę do pracy, a po powrocie jedziemy z Czarusiem do lecznicy. Wetka stwierdza, że wyciek z oczka nie jest objawem zainfekowania oczka, lecz to zapchany nosek powoduje wydostawanie się płynu z noska kanalikiem łzowym. Dostajemy nowe leki na miejsce zużytych oraz leki całkiem nowe, w tym krople likwidujące obrzęk w nosie. Wracamy do domu, udaje mi się wpuścić krople do Czarkowego noska – Czaruś przestaje kichać, najada się i wreszcie twardo zasypia.
Około godziny 20-tej spostrzegam, że Lalusia ma silnie przymrużone lewe oczko i wycieka z niego surowiczy płyn. A więc kolej na Lalkę: przy silnym sprzeciwie wyżej wymienionej (wrzaski, syki, wicie się jak piskorz, ogólne wzburzenie oraz święte oburzenie) zakraplam krople do oczka, a do pyszczka, otwieranego do kolejnej serii wrzasków, wrzucam celnie Immunodol. Totalnie obrażona Lalusia ucieka na najwyższy drapak.
W nocy nic nas nie budzi i wszyscy śpimy do budzika.
Czwartek 3.11
Czaruś dostaje poranny przydział leków, zakraplam oczko Lalusi, które jest całkiem suche i przymrużone zupełnie nieznacznie.
Czy będzie ciąg dalszy – okaże się wkrótce.