Strona 20 wątku kici - pierwszy post - pisze bobkowa z Rybnika:
"jak to miasto Rybnik nie robi nic by pomóc,a prawda jest taka, że wystarczy podejsc do urzędu i pomoc się ma. Talony na sterylki wydawane są praktycznie na bieżąco..mało tego w tym roku bardzo mało osób z tego korzystało
[i]Można również uzyskać wsparcie w postaci karmy,nie jest to karma luks ale ja korzystam a kociaki po spożyciu nie odeszły..."[/i]
To jest konkret i jeżeli jest taka możliwość to ktoś mógłby pomóc to załatwić. Swoją drogą taką miastową inicjatywę się chwali, nawet o tym nie wiedziałam, że miasto daje karmę.
Chyba moderatorzy zabronili w imieniu kici się wypowiadać i szukać dla niej pomocy - czy łamię regulamin?Muszę zabrać głos:
"Lalusia kicikicimiauhau wzięła początkowo na DT do domu z ulicy dopiero wtedy, kiedy inna forumowiczka zadeklarowała, że go weźmie do siebie do DS, ale kiedy po obserwacji u kici... w domu (i skonsultowaniu u weterynarza) okazało się, że Laluś ma wodogłowie - forumowiczka się wycofała - nie czuła się na siłach opiekować chorym kotkiem, i co... powinna go była odnieść z powrotem na ulicę bo domek się wycofał? Która z nas tak by zrobiła?"To prawdopodobnie o mnie. Miałam go zabrać i bym to zrobiła z miejsca, bo była mowa o zdrowym kotku. Potem wyszła sprawa z chorobą i to jeszcze jaką - a ja zielona w tej sprawie. Od razu na drugi dzień kontaktowałam się z dwoma weterynarzami. Mój mąż w tym momencie rozpoczął nową pracę i miał okres próbny, więc to był dla nas ciężki okres - kredyt mieszkaniowy na głowie i strach przed jutrem. Bałam się że jak coś pójdzie nie tak w naszym życiu to zostaniemy na lodzie z trzema kotkami w tym jednym, który potrzebuje natychmiastowego leczenia. Dla mnie choroba kotka była totalnym szokiem i chciałam zrozumieć o co chodzi w tej chorobie i dlatego miałam chwilę wahania, ale po to byłam u weta - wtedy dowiedziałam się, że z tym można żyć normalnie i że potrzebna jest operacja. Na oko lekarze mówili widząc zdjęcie, że wodogłowie nie jest spore. Bałam się, że w tym trudnym okresie koszty leczenia przekroczą moje możliwości finansowe, bo kiedy deklarowałam wzięcie kotka to nie było mowy o chorobie. Bałam się też, że nie będę miała możliwości finansowych do jego leczenia i wożenia po specjalistycznych klinikach, szczególnie że mąż nie miał prawa do urlopu. (oczywiście zakładając najgorszą opcję, bo nowa praca miała poprawić nasze finanse, więc mogło się wszystko super ułożyć i dziś już wiem, że tak się stało). Jednak wtedy dowiedziałam się, że można uzyskać pomoc i wsparcie na forum. Przekonywałam męża, że jak coś pójdzie nie tak to poproszę o pomoc. Jednak chciałam się jeszcze chwilkę nad tym zastanowić, przemyśleć dzień, dwa, to był szok, adopcja trzeciego kotka wyszła tak nagle, to rozegrało się w ciągu paru dni a nie minął chyba miesiąc odkąd wzięłam bezdomną Marysię i nawet jej nie przebadałam - więc nie wiedziałam jakie też Marysia ma niespodzianki zdrowotne, a niemal każda wizyta u mojej wet to średnio 120 zł. Chciałam dowiedzieć się więcej. Jednak w momencie, kiedy ta choroba wyszła na jaw to Kici powiedziała, że nie odda chorego kota. Mówiła - "
zostanie u mnie, bo komu ja oddam chorego kota". I w tym momencie sprawa już została zamknięta. Poruszałam ten temat wielokrotnie, bo wciąż rozważałam adopcje. Nie znałam się na mechanizmach forum, ale Kici powiedziała, że tu można dostać pomoc i wsparcie i że był jeden kotek z wodogłowiem, więc zaczęłam czytać jego historię. No, ale Kici stwierdziła, że Laluś zostaje u niej, a ja widziałam jaka ona jest do zwierząt, więc wtedy stwierdziłam, że być może to najlepsze rozwiązanie i zadeklarowałam też swoją pomoc. Nagle Laluś miał sporo cioć i wujków i wtedy zrozumiałam, że jej opieka i wirtualnych opiekunów jest najlepsza dla niego. I że Laluś naprawdę dostał najlepszy dom! Dalej tak twierdzę! Jeszcze pisałam, że jak coś to jestem następna w kolejce do jego adopcji, bo tam już jakaś inna pani chciała Lalusia adoptować, ale ja bym nie pozwoliła na to

Sama bym go adoptowała, gdyby była taka opcja. Potem byłam u wetki i też mówiłam jej że Laluś został u Kici, że to najlepszy dom i opowiedziałam o wynikach badań, a wetka się bardzo cieszyła. Mówiłam też, że wszyscy pomagamy w leczeniu Lalusia. Widziałam opiekę, zaangażowanie i zrozumienie Kici dla kotków i to bardzo mi się podobało! I cieszyłam się, że tyle osób pomaga Lalusiowi. Moja wetka też powiedziała mi, że kolejny kotek mógłby zabić Kitkę. Przecież byłyśmy po śmierci Maciusia świeżo. Ja nie zdawałam sobie sprawy z tego, ale Kitulka ledwo przeżyła odejście Maciusia - biedna wpadła w depresję, dlatego już tydzień po jego śmierci zabrałam Marysię, bo Kitulka mi odchodziła

( Po prostu sama miałam wtedy kocioł, ale tak jak mówię, gdyby było trzeba adoptowałabym go, bo czułam i czuję się odpowiedzialna za niego.
Więc nie było tak, że ja się wycofałam, ja tylko chciałam chwilkę aby to sobie poukładać, ale sprawę rozwiązała sama Kici.
Nie przyszło by mi do głowy, że może być w tym coś co kole po oczach innych! Ja się cieszyłam, kiedy widziałam, że tyle osób jej pomaga.